„Fotografie” na styku światów

publikacja 04.05.2009 12:46

Symbolika światła przenika nie tylko jego zainteresowania fotograficzne, ale także całe życie. „Fotografia z Manopello. Twarz zmartwychwstającego Mesjasza” to trzecia książka prof. dr. hab. Zbigniewa Treppy.

„Fotografie” na styku światów

Ks. Sławomir Czalej: Jak mają się techniki audiowizualne chociażby do całunu z Turynu?

Prof. Zbigniew Treppa: – Są to tematy bardzo bliskie semiotyce, ponieważ nie możemy kończyć jedynie na oglądaniu obrazu. Zadaniem semiotyki jest bowiem odkodowanie ukrytych w obrazie znaczeń. Mówiąc o „acheiropitach”, pochodzących z greckiego słowa acheiropoietos, a więc obraz nie uczyniony ludzką ręką, mam na myśli dwa wizerunki Chrystusa. W przypadku całunu jest to całe Jego ciało. Idea ta została rozciągnięta także na wizerunek Matki Bożej z Guadelupe, który powstał na początku XVI w. Z pozostałymi obrazami łączy ten wizerunek fakt, że również nie został uczyniony ludzką ręką.

Indianin zebrał róże…
– Rzeczywiście, na polecenie Maryi miał on przekazać biskupowi róże, owinięte w jego płaszcz, tzw. tilmę, jako znak wiarygodności, że jest przez Nią posłany. Obraz został utworzony w momencie wysypania róż przed biskupem. Maryja zostawiła znak swojej obecności na materiale bardzo nietrwałym. Został on bowiem wykonany z włókien agawy, a więc nie powinien przetrwać nawet 30 lat. Tymczasem niedługo minie 500 lat, odkąd powstał.

A Całun Turyński…
– Od niego wszystko się zaczęło. Całun jest obrazem o strukturze fotograficznej. Po wynalezieniu fotografii odkryto, że jest on negatywem. Okazało się, że pojęcie „acheiropoietos” doskonale współgra z pojęciem fotografii, czyli pisania światłem – a więc czegoś, co też nie jest uczynione ludzką ręką. Te dwa pojęcia się więc jakoś spotykają.

Na temat całunu istnieje wiele opinii negatywnych…
– Rzeczywiście sporo jest krytyki tego obiektu. Na wyżynach naukowych jednak nie podważa się jego autentyczności. Bierze się to z faktu zaangażowania wielu dyscyplin naukowych, niektórych bardzo młodych, jak informatyka. Dzięki niej wiemy, że wizerunek posiada strukturę trójwymiarową. Odkryli to specjaliści z NASA. Łączy się to z opiniami specjalistów medycyny sądowej, które ujawniły, że mamy do czynienia z człowiekiem zakatowanym dokładnie tak samo, jak opisują to Ewangelie. Ponadto fizycy atomowi dają doskonałą diagnozę samego utworzenia się wizerunku. Otóż twierdzą oni, że energia odpowiedzialna za powstanie obrazu tkwiła we wnętrzu „człowieka z całunu”. Obraz fotograficzny jest produktem ubocznym tego promieniowania. Co ważne, promieniowanie miało tylko dwa kierunki: pionowy i poziomy. Nie mamy zatem bocznych śladów obrazu. Są za to boczne ślady krwi. Co jest bardzo istotne, w 2004 r. odkryto fragmentaryczne części obrazu na zewnętrznej stronie płócien. W mediach jest cisza na ten temat. Wiąże się to z faktem konserwacji obrazu, który został dokonany bez rozgłosu. I w tym momencie jesteśmy w przedsionku kolejnego tematu, a więc Chusty z Manopello, która została położona w okolicach twarzy Chrystusa. W tym też miejscu znajduje się owa odkryta niedawno struktura obrazu. Jest to identyczny obraz, jak wewnątrz, tylko o mniejszej intensywności.

Świadczyłoby to o tym, że ta chusta tam była?
– Świadczy to o tym, że mamy do czynienia z jakimś dziwnym zjawiskiem promieniowania. Mówiąc językiem fizyki, mamy do czynienia z zamianą materii w energię. Ciało, przechodząc przez to płótno, uczyniło to już jako energia. Potwierdza to fakt, że ślady krwi, które pozostały na całunie, ich struktura, nie zostały naruszone. Jak twierdzą patolodzy sądowi, gdyby było inaczej, zakrzepy musiałyby zostać rozerwane.

Chusta była pod całunem?
- Nie. Położona została na zewnętrznej stronie całunu, już po owinięciu ciała Jezusa. To była stara żydowska tradycja, podkreślająca cześć dla zmarłego. Wykonana jest z drogocennego materiału. W starożytności bisior, wykonywany do dzisiaj w jedynym miejscu na świecie, był jedynie do dyspozycji królów i możnowładców. Pomimo że materiał nie przyjmuje pigmentów, to jednak powstał na nim obraz. Przy okazji chciałbym zaznaczyć, że wszystkie trzy obiekty „acheiropoietos” wykazują tę samą właściwość, a mianowicie nie mają pigmentów. W związku z tym niektóre przyrządy fizyczne stwierdzają, że tych obrazów po prostu nie ma. Jest samo płótno, bisior czy agawa. Obrazy jednak istnieją!

Czy to dowód na zmartwychwstanie?
– Dowodu jako takiego nigdy nie będzie, bo jest to kwestią naszej wiary. Wierzącym powinno wystarczyć to, co jest w słowie objawionym. Są to jednak fantastyczne znaki, świadkowie zmartwychwstania. Całun i chusta są świadkami Paschy. Na całunie mamy do czynienia z postacią człowieka martwego, jakby śpiącego z zamkniętymi oczami. Jest to, przypomnijmy, negatyw. Natomiast w przypadku chusty jest to wizerunek w ułamek sekundy po tym, co powstało na całunie. A więc pierwsze otwarcie oczu. Po szczegółowych analizach nie ma najmniejszych wątpliwości, że oba obrazy pod względem anatomicznym są zgodne, chociaż widzimy całkowicie inne twarze. Na pierwszy rzut oka wydają się one nieprzystawalne do siebie. Posługując się metodami analiz komputerowych, tymi samymi, jakimi posługują się kryminolodzy w stwierdzeniu tożsamości ofiar, stwierdzamy jednak, że twarz z całunu i z chusty jest tą samą twarzą. Tu znów dochodzimy do słowa objawionego, które jest kluczem interpretacyjnym. Zauważmy, że Apostołowie, którzy widzieli zmartwychwstałego Jezusa, a znali Go przecież, nie mogli Go rozpoznać.

Poznali Go po znakach.
– Dokładnie. Po łamaniu chleba. Po słowach.

Robiłeś kopię chusty…
– Tak. I niemalże jej dotykałem. Fotografując chustę, doszedłem do pewnych spostrzeżeń, których do tej pory nie zauważono. Fotografowałem chustę z tej samej odległości, ale różnie ją oświetlając. Różne oświetlenie powoduje ukazywanie się innej warstwy obrazu, inny wyraz twarzy, rozchylenie ust, inne rozłożenie światła w okolicach oczu, inaczej zasklepione stygmaty po męce. Dotąd sądzono, że obraz zmienia swój wyraz, kiedy zmieniamy miejsce patrzenia. Mogę teraz jednak stwierdzić w pełni odpowiedzialnie, że widzimy inny obraz za każdym razem, gdy stosujemy inny rodzaj oświetlania. Kiedy oświetlamy go od tyłu, całkowicie zanika. Jest widoczny tak jak slajd. Stanowi rodzaj diapozytywu. Dodałbym, że posiada też charakterystykę hologramu. Tak, jakby w obrazie było zakodowanych kilka warstw. Jest to fenomen, który będzie wymagał dalszych, pogłębionych badań.

***
Zbigniew Treppa, prof. dr. hab. pełniący funkcję kierownika Zakładu Semiotyki Obrazu i Technik Audiowizualnych w Instytucie Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Swoisty „tryptyk fotograficzny” rozpoczął się od zainteresowania autora Całunem Turyńskim, a następnie Madonną z Guadelupe.

Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:

  • Film
  • Literatura
  • Muzyka
  • Sztuka
  • Zjawiska kulturowe i społeczne