Dei Gratia

publikacja 07.05.2009 12:30

Na temat sztuki sakralnej, czerwcowej wystawy i wielkich przemian w Polsce, z głównym architektem bazyliki w Licheniu Barbarą Bielecką, mieszkanką Gdyni i prezesem Fundacji Rozwoju Sztuki Sakralnej Dzieci i Młodzieży „Dei Gratia”, rozmawia Andrzej Urbański.

Dei Gratia Foto: Andrzej Urbański

Andrzej Urbański: Założyła Pani fundację, żeby można było promować sztukę i kulturę przez duże „k”. Podobno inspiracja pochodzi od Jana Pawła II?

Barbara Bielecka: – To wszystko zrodziło się z głębokiej i jednocześnie zwyczajnej wdzięczności. Dlatego m.in. nazwa fundacji w skrócie brzmi „Dei Gratia”, czyli z łaski Bożej. Fundację założyli projektanci świątyni w Licheniu. Zrobiliśmy to, żeby zaakcentować naszą wdzięczność Bogu za taką szeroko pojętą łaskę, którą otrzymaliśmy od Boga. Mieliśmy naprawdę wyjątkowe szczęście służyć w taki sposób Kościołowi i Panu Bogu. To wszystko działo się w tych fascynujących czasach wielkiej łaski solidarności. To, o czym teraz mówię, jest rodzajem świadectwa, które jesteśmy winni. W 1979 roku, kiedy Jan Paweł II przemawiał na Placu Zwycięstwa w Warszawie i mówił znamienne słowa „Niech stąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi….”, zdarzył się prawdziwy cud. Ten cud w naszym rozumieniu i świadomym odbiorze był rzeczywisty, publiczny, wiadomy, dziejący się w sposób skuteczny. Absolutnie nikt wcześniej nie próbował dokonać takiej zmiany układów gospodarczych, układów politycznych i sposobu myślenia. To jednak się stało i było cudem łaski, wyłącznie łaski. Ta łaska spłynęła na dobrych i złych, głupich i mądrych.

A skąd Pani ma taką pewność?
– Z doświadczeń zwykłego człowieka. Ta pewność jest często zasłaniana. Bez prezerwy są grupy, które bardziej promują zło niż dobro. Moja pewność wynika z przeżycia w tych czasach czegoś bardzo głębokiego. Przecież wcześniej żyliśmy w sytuacji, kiedy robiono wszystko, by doszło do zagłady kultury polskiej. To było coś realnego. A przecież równocześnie pamiętamy te ogromne pokłady ludzkiej solidarności, przyjaźni i więzi z Polakami oraz wyrazów masowego wsparcia z Zachodu. Można zadać sobie pytanie, dlaczego dzisiaj tak trudno uzyskać serdeczną ludzką przyjaźń w tak masowej skali. Mimo wszystko uważam, że efekt tego cudu, o którym mówiłam wcześniej, jest efektem trwałym. Wymaga jednak nieustannej pracy. Warto tę pracę kontynuować, żeby nie dać zaślepić sobie oczu, żeby nie przestać mówić o Janie Pawle II. Pamiętać o tym, że modlitwa Papieża coś znaczy, coś bardzo ważnego. Ten człowiek był integralnie związany ze swoim narodem. Nigdy się go nie wyparł. Nie możemy o tym zapomnieć. Miał takie widzenie sprawy, że tylko łaska Ducha Świętego może zadziałać. Nie była to cicha ani bezpieczna modlitwa. Mimo wszystko ją podjął. Cenę, którą za to zapłacił, każdy widział.

Zbliżamy się do 30. rocznicy I pielgrzymki Ojca Świętego do Polski oraz 10. rocznicy jego pobytu na Wybrzeżu. Ostatnio mówiło się dużo o pokoleniu Jana Pawła II. Czy czuje się Pani spadkobierczynią tego, co głosił Jan Paweł II?
– O tym, co przeżyłam osobiście, trudno mówić. Dlatego staram się wciąż robić coś w duchu Jana Pawła II. To jest cała suma spotkań i czuwań z nim. To, co robił, było ponad ludzkie siły. Gdy witałam go na lądowisku w Licheniu, w pewnym momencie poczułam makabryczny lęk. Trzymałam Ojca Świętego za rękę i czułam, że on się zaraz wywróci z niebywałego zmęczenia i z choroby, o której było wiadomo. Mam osobiste długi honorowe wobec Ojca Świętego. Będąc architektem świątyni w Licheniu usłyszałam w czasie homilii, chyba pierwszy raz od wielu lat, że ktoś mówi o architekturze i to w tak zwięzły i prosty a zarazem piękny sposób. Było to dla mnie niesłychanie wzruszające.

I stąd dzisiejszy pomysł na wystawę sztuki sakralnej w bazylice Mariackiej?
– Sztuka jest sprawą porozumiewania się. Sam fakt przeżycia emocjonalnego i estetycznego u artysty, albo nawet naukowo-estetycznego, nie jest jeszcze sztuką. Sztuka potrzebuje artefaktu. Musi być coś, co jest stworzone. To bardzo ważne zaproszenie ludzkości przez Boga do współtworzenia świata. Oczywiście w różny sposób można czynić ziemię poddaną. Jeśli jednak w tworzeniu człowieka nie ma elementu łaski Bożej, to nie ma mowy o sztuce. A dodatkowo środowisko artystyczne bardzo zostało dzisiaj rozbite. Niezdrowa konkurencja, walka o pieniądze – to bardzo niszczy prawdziwą sztukę. Oczywiście dobrze mieć ambicje, dobrze być dumnym z tego, co się robi. Jednak konkurencja kupiecka w tej sprawie przeszkadza.

Czy więc robienie takiej wystawy, w dodatku o charakterze sakralnym, nie jest porywaniem się z motyką na słońce?
– Nie obawiam się tego. Wielu artystów, których znam, pragnie mówić o tematach ważnych i chce zamanifestować przywiązanie do Jana Pawła II, oddać mu hołd. Nie chodzi o namalowanie kolejnych jego portretów. To widocznie współcześnie lekceważenie sztuki i kompletne nieprzygotowanie do jej odbioru, a także lansowanie kiczu jest wciąż bardzo groźne.

Papież pokazywał zupełnie co innego. Piękno sztuki i kultury w pełnym wymiarze. Od słowa począwszy.
– Dlatego właśnie pomysł zrobienia wystawy otwartej polskiej sztuki sakralnej. Jest mi ogromnie trudno zrozumieć, dlaczego od kilkuset lat przedmiotem specjalnej indoktrynacji jest właśnie sfera sztuki. A może nie jest to takie trudne. Albowiem jest ona najprościej trafiającą do podświadomości ludzkiej, do emocji ludzkich. To właśnie sztuka adresowana również do rozumu, ale najprościej trafia jednak do emocji. To najbardziej intymna rozmowa z człowiekiem. Niewiele jest osób, które słuchając koncertów, wiedzą, na czym polegają walory tego dzieła, ale jest wiele osób, które słuchają koncertu z przyjemnością. Chcemy zrobić wystawę również dlatego, żeby ludzie przestali się bać i wstydzić. Jest wielu artystów, którzy z pożytkiem, satysfakcją wykonują dzieła sztuki sakralnej. Jednak w żadnym przypadku nie wyskakują z nimi na wernisażach i wystawach. Czy uda się to zmienić? Zobaczymy. I jeszcze coś ważnego. Sztuka jest bardzo zwyczajną sprawą kontaktu człowieka z Bogiem. Jeśli zaprzestanie się takiego właśnie rozumienia, to robi się ze sztuki nieporozumienie. Sztuka starożytna odgrywała ogromnie ważną rolę w społeczeństwie. To był prawdziwy język i kontakt człowieka z Bogiem, bóstwami. Bardzo ładnie nazywał to Jan Paweł II. Wielokrotnie mówił o tęsknocie ludzkości do prawdziwej sztuki.

Mówi Pani o relacjach człowieka z Bogiem poprzez sztukę. A dzisiaj można mówić o współczesnym wynaturzeniu tych relacji, również poprzez sztukę. Choćby zapomniana już w Gdańsku, ale wciąż wywołująca kontrowersje Dorota Nieznalska. A może współczesny człowiek inaczej pojmuje sztukę?
– Niestety ostatnio w sztuce lansuje się cynizm i bezczelność. Bo to jest modne, a może promuje się to, by sprzedać pseudosztukę. Walkę z prawdziwa sztuką widać przez ostatnie 300 lat. Można przytoczyć również wypowiedzi pseudoznawców na temat charakterystycznego klimatu Kościoła katolickiego. Ileż to razy słyszałam, że klimat powinien być taki prowincjonalny, zakrystyjny. Począwszy od obiektów, skończywszy na sposobie odprawiania nabożeństw i rycie. To takie ma być i wtedy jest dobrze. W okresie komunizmu myślano, że takie rozumienie szybko się wyczerpie. Sztuka nie miała żadnego realnego sposobu oddziaływania. Myślę, że warto jest czasem mówić o sztuce poważnie. To jest sfera działalności ludzkiej, mająca wypracowane warsztaty twórcze, które można studiować. Niekoniecznie musi to być cos nowego. Jeśli nowe sprawy otwierają się na Boga, to dobrze. Wskazują nowe drzwi, nowy sposób porozumiewania się miedzy ludźmi, czy nowy sposób widzenia świata. Jeśli jednak nie jest to sposób porozumiewania się, tylko wyłącznie cynicznie nabieranie i manifestacja bezczelności, to nie powinno to być tolerowanie społecznie. Nie chodzi o palenie na stosie choćby pani Nieznalskiej, ale przynajmniej nie powinno to być finansowane z państwowych pieniędzy. Jeśli Nieznalska robi to i podpisuje się pod tym, ażeby szyderstwem zapłacić za mękę krzyża, to nie powinniśmy się zgadzać bez żadnego odniesienia.

Ale przecież jest wolność?
– Dlatego mówię, że niekoniecznie trzeba takie osoby spalić na stosie lub piętnować. Jednak trzeba pamiętać, że wolność dotyczy wszystkich ludzi. I wolno jest nie lubić takich rzeczy i mówić zwyczajnie, że jest to poniżej poziomu kultury. Nie wspomnę już o kwestiach bardziej znaczących niż kultura – choćby moralność. Nie można lekceważyć takich wartości jak śmierć. Nie można do tego stopnia szmatławo się zachowywać. Nie ma na to innych określeń. Wolno się śmiać z siebie, bliźnich, byle nie było to publicznie. Chyba że robi się kabarety. Ale i wówczas robi się to wszystko w pewnej przyjętej konwencji.

Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:

  • Film
  • Literatura
  • Muzyka
  • Sztuka
  • Zjawiska kulturowe i społeczne