Jezusowi namalowałam oczy dobre

Marcin Wójcik

publikacja 13.03.2010 00:15

Do pewnego czasu świat Haliny Kamińskiej zamykał się w morskich muszlach albo pochłaniało go krwiste oko cyklonu. Prawdziwą wolność znalazła dopiero w pozłacanym tle na lipowej bądź olchowej desce.

Jezusowi namalowałam oczy dobre Św. Piotr jest już na ukończeniu. Trafi do parafii św. Jadwigi w Kutnie. Foto: Marcin Wójcik

Niejeden psycholog zgodzi się, że kolor farby, używanej przez malarza, obrazuje stan jego ducha. Co więc przeżywa artysta, który robi farbę z kurzych żółtek i białego wina?

Halina Kamińska przerabiała całą paletę kolorów. Najpierw było barwnie jak na obrazku pierwszoklasistki, później przyszła pora na piekielną czerwień, szarość i czerń. Po ciemnościach były zieleń i błękit, a obecnie nie boi się używać wszystkich kolorów po trochu. Pewnie dlatego, że stała się mocna.

Zaczęło się jesienią
Halina Kamińska jest malarką mieszkającą w Kutnie. Swoje prace wystawiała i w Polsce, i za granicą (najczęściej w Niemczech). Przez wiele lat była nauczycielką zajęć plastycznych w Liceum im. Jana Kasprowicza oraz metodykiem plastyki przy Kuratorium Oświaty w dawnym województwie płockim. Obecnie jest na emeryturze, ale odpoczywać nie zamierza. Do twórczej pracy mobilizuje ją rodzina: mąż Antoni, znany rzeźbiarz, syn Sławek, który występuje w Artystycznym Reprezentacyjnym Zespole Wojska Polskiego, synowa Gabriela, solistka Opery Kameralnej w Warszawie, i ukochany wnuczek Patryk.

Pierwszym dziełem Haliny Kamińskiej, które wzbudziło czyjś zachwyt, była „Jesień”. Artystka chodziła wtedy do piątej klasy szkoły podstawowej, a drzemiący talent dostrzegła nauczycielka, która i tak do końca nie mogła uwierzyć, że to, co widzi, namalowała ręka dziecka. Zanim Halina Kamińska zdecydowała się na Wydział Sztuk Pięknych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, ukończyła liceum pedagogiczne, po którym rozpoczęła pracę w szkole.

Twórczość malarki kształtowała się w latach 70. ub. wieku i cechowały ją kolorystyczne podejście do obrazu oraz poetycka metafora. Czerpała z życia rodzinnego i politycznego, problemów niewielkiego miasteczka. Przede wszystkim jednak z własnego przeżywania otaczającego ją świata. Był okres, kiedy malowała muszle i perły jako wyraz czegoś duchowego i trwałego. W jej twórczości wiele jest poszukiwania, tęsknoty za ładem, spokojem, harmonią. Niektóre dzieła mają coś i z utopii, i z raju. Skąd takie odniesienia?

„Śmiem twierdzić, że wszystko to, co robiłam i robię, to jest mój życiorys, podany w określonej kompozycji barwnej, w symbolach i wiadomych mi znakach. Po prostu każdy ten znak w moim malarstwie mogę zinterpretować” - mówiła w wywiadzie dla „Kuriera Niebieskiego”. „Tak, jak życie i upływa pewnymi etapami, tak też i w mojej twórczości pojawiają się cykle obrazów dotyczące przemiany duchowej i otaczającej mnie rzeczywistości. Bardzo silnie zaznaczył się w mojej świadomości rok 80. Żyłam problemami przemian, zachodzących w naszej Ojczyźnie”.

Czerwone oko cyklonu
Pochmurnego 13 grudnia 1981 r. na ulice Kutna wyjechały samochody wojskowe i milicja. Kolory odparowały jak woda i pozostała tylko szarość. Pięć dni po wprowadzeniu stanu wojennego w pracowni Kamińskiej powstał obraz „Czarny anioł”. Przedstawiał trupią czaszkę, która ogarnęła świat. Później był „Przepływ”, jako wyraz wściekłości na ideologię komunistyczną. Snujące się oko cyklonu – w kolorach czerwieni – miało przeminąć, odejść raz na zawsze.

– W tych trudnych czasach miałam sen, który moich przyjaciół rozśmieszał, a mnie przerażał – opowiada. – Śnił mi się pogrzeb obrazu, na którym namalowane były rozkładające się zwłoki. Pochówek odbywał się gdzieś przy drodze, pod płotem, czyli tam, gdzie się chowało kiedyś ludzi, którzy na miejsce na cmentarzu nie zasłużyli. W oddali leżały porzucone szturmówki. Odczytałam ów sen jako proroczy.


W 1984 r. malarka – po wielu wewnętrznych burzach, emocjonalnym rozchwianiu – przeżyła duchowe odrodzenie, to znaczy zrozumiała, że w życiu tylko to ma sens, co można odnieść do Boga. Od tego czasu coraz więcej jej prac ma charakter religijny. Szarości w obrazach ustąpiły miejsca różnym odcieniom zieleni i błękitu. To było otwarcie się na Miłość.

Czy malarz popełnia grzech?
Kilka lat temu Halina Kamińska znalazła się na warsztatach pisania ikon. Dzisiaj sama je tworzy. Nie maluje, tylko pisze, choć w rzeczywistości powstaje obraz. Słowo „pisze” podkreśla wyjątkowość dzieła, jego religijny charakter, duchowe przygotowanie artysty do spotkania z Bogiem, którego wizerunek znajdzie się na desce dzięki sprawnej dłoni człowieka. A przecież były takie czasy, kiedy Boga nie wolno było malować, a każdy, kto próbował to zrobić, popełniał najcięższy z grzechów. Jan Damasceński na jednym z soborów podkreślił, że można przedstawiać wizerunek Boga od momentu, kiedy Słowo stało się Ciałem, kiedy na świat przyszedł Chrystus.

Pisanie ikon ma swój ustalony kanon. Ważne są: rodzaj deski (najlepiej lipowa bądź olchowa), dobór kolorów, kolejność nakładania warstw malarskich. Najpierw powstaje tło koloru złotego, bo w pierwszej kolejności Bóg stworzył światło. Dla Haliny Kamińskiej pisanie ikon to wielkie przeżycie. Wie, że uczestniczy w czymś niezwykłym. Modli się, zanim z kawałka deski powstanie ikona. Z powagą podchodzi także do każdego innego obrazu, który przedstawia świętych, i wcale nie musi to być ikona.

W cztery oczy
Coraz więcej obrazów Haliny Kamińskiej można zobaczyć w kościołach. Właśnie kończy malować
św. Piotra, który powędruje do parafii św. Jadwigi w Kutnie. Dołączy do św. Pawła jej autorstwa, wiszącego blisko ołtarza głównego. A w samym ołtarzu – Jezus Miłosierny, również pędzla Kamińskiej.
Obecnie ostatnich szlifów nabiera Matka Boska Częstochowska i kolejny Jezus Miłosierny. Obrazy trafią do kaplicy Domu Kapłana Seniora w Sochaczewie.

– Cieszę się, że mogłam je tworzyć akurat w Roku Kapłańskim. Jezusowi namalowałam oczy dobre, ale nieco zmęczone, takie po przebytej męce. W końcu będą się w nie wpatrywały zmęczone oczy duszpasterzy – wyjaśnia artystka.