Powrót do przeszłości

Edward Kabiesz

publikacja 02.04.2009 08:01

Zarówno „Lektor”, jak i „Baader--Meinhof” wywołały w Niemczech burzę. Oba dotykają drażliwych problemów rozliczeń z niemiecką przeszłością.

Powrót do przeszłości Foto: Monolith Plus

Adaptacja powieści Bernharda Schlinka „Lektor” jest swoistego rodzaju hybrydą. To z pozoru melodramat, który jednak po chwili przeistacza się w dramat zadający ważne pytania na temat stosunku Niemców do swojej przeszłości. Z tym, że to, co oglądamy w drugiej części filmu, zaskakuje zarówno bohatera filmu, jak i widza.

Amoralny związek
Początek filmu, a właściwie długi prolog, sugeruje, że będzie to opowieść o amoralnym związku, jaki połączył 15-letniego chłopca i starszą o 20 lat kobietę, która go uwiodła i w której się zakochał młodzieńczą miłością. Akcja rozgrywa się w powojennych Niemczech, niedługo po wojnie.

Hanna udziela pomocy Michaelowi Bergowi, który wracając ze szkoły, zasłabł na ulicy. To właśnie spotkanie stanie się początkiem ich romansu. Jednocześnie Michael staje się lektorem Hanny, która prosi go, by czytał jej na głos książki. Związek pozostał tajemnicą dla innych, na życie chłopca wywarł jednak, jak się później okaże, wpływ destrukcyjny.

Ważne pytania
W pewnym momencie Hanna znika bez pożegnania. Po prawie 10 latach, kiedy Michael jest już studentem prawa i wraz ze swoim profesorem śledzi proces nazistowskich zbrodniarzy, a właściwie zbrodniarek, bo dotyczy on strażniczek z Auschwitz, spotyka znowu Hannę, tyle że na ławie oskarżonych. Okazuje się, że wraz ze swoimi towarzyszkami uczestniczyła w popełnianych w obozie i w czasie „marszu śmierci” zbrodniach.

Kiedy zdruzgotany Michael zadaje sobie pytanie, czy sam też nie jest winny, bo pokochał zbrodniarkę, zdajemy sobie sprawę, że sytuację przestawioną w filmie można potraktować jako metaforę zbiorowej odpowiedzialności Niemców za dokonane w czasie wojny zbrodnie. Jaki był udział tzw. zwykłych ludzi w hitlerowskich zbrodniach? Dlaczego milczą o tym, co się działo? Czy rozliczyli się z przeszłością wobec siebie i swoich dzieci? Czy możliwe jest zadośćuczynienie ofiarom? Czy możliwe jest wybaczenie? Film, mimo wyjątkowo drastycznego punktu wyjścia, skłania do poważnej refleksji.

Banda czworga
Natomiast bezpośrednio do wydarzeń, a właściwie do ich zapowiedzi, które w „Lektorze” przez chwilę istnieją tylko poza kadrem, nawiązuje film „Baader-Meinhof” Uli Edela. Reżyser, znany w Polsce z głośnego „Upadku”, będącego kroniką ostatnich dni życia Hitlera, nakręcił film na podstawie wydanej w 1985 roku książki „Kompleks Baader-Meinhof” Stefana Austa. Aust, były redaktor naczelny magazynu „Der Spiegel”, w swoim czasie przywiózł z Sycylii do Niemiec dwie córki Meinhof, które zgodnie z decyzją terrorystów miały trafić do arabskiego sierocińca. Książka Austa, która w Niemczech stała się bestsellerem, z kronikarską dokładnością rejestrowała wydarzenia związane z bandycką działalnością Frakcji Czerwonej Armii, czyli bandy Baader-Meinhof.

Ho Chi Minh na sztandarze
Edel nie ukrywa, że w latach 60. bywał na wiecach oraz brał udział w demonstracjach. „W tych czasach emocje sięgały zenitu, co starałem się ukazać w pierwszej części filmu. Sam jestem romantykiem i rewolucjonistą, w dodatku niepoprawnym, tak jak wielu młodych wówczas ludzi. Śledziłem początki Frakcji Czerwonej Armii z zapartym tchem, a szok i zawód przyszły dopiero w 1972 roku, gdy wybuchły pierwsze bomby i zaczęli ginąć ludzie”. W szoku znalazły się całe Niemcy. W 1968 roku studencka rewolta rozlała się w całej Zachodniej Europie. Demonstranci domagali się zakończenia wojny w Wietnamie, wzywali do walki z amerykańskim imperializmem i kapitalizmem. W Niemczech płomienni, lewicowi agitatorzy w rodzaju Rudiego Dutschke propagowali „walkę z państwem za wszelką cenę”. Na ich sztandarach widniały nazwiska Mao, Ho Chi Mina i Che Guevary. Z punktu widzenia współczesnego wydarzeniom obywatela państw bloku komunistycznego były to oczywiste idiotyzmy dowodzące kompletnego zaślepienia zachodniej lewicy i jednocześnie skuteczności komunistycznej propagandy. Te hasła trafiły na szczególnie podatny grunt w przypadku twórców Frakcji Czerwonej Armii.

Wywłaszczyć Springera
„Baader-Meinhof” rozpoczyna się scenami zamieszek, do jakich dochodzi w czasie wizyty szacha Iranu w Niemczech w 1967 roku. Wtedy zginął postrzelony przez policjanta student Benno Ohnesorg, co doprowadziło do kolejnych demonstracji. Działania tzw. opozycji pozaparlamentarnej i różnych skupionych wokół niej grup radykalizowały się coraz bardziej. Nieformalnym organem prasowym kontestatorów był „Konkret”, wydawany przez Klausa Röhla, męża Ulriki Meinhof, czołowej felietonistki dwutygodnika. Magazyn „był mieszaniną seksu i polityki…

Łączył gołe panienki z bojową, lewicową propagandą ostro przyprawioną salonową nowoczesnością ze szczyptą marihuany” – napisał Melvin J. Lasky, autor szkicu biograficznego o Meinhof. Po latach okazało się, że magazyn finansowało Stasi.

Sceny zamieszek i politycznych mityngów znakomicie pokazują ówczesną atmosferę politycznego zamętu. Z precyzyjną wiernością film przedstawia też późniejsze krwawe akcje terrorystyczne zorganizowanej już grupy młodych, przesiąkniętych nienawiścią do establishmentu fanatyków.

Oglądamy podpalenie sklepów we Frankfurcie, w proteście przeciwko „ludobójstwu w Wietnamie”, atak na siedzibę wydawnictwa Axela Springera, które dla lewackich ekstremistów było synonimem wszelkiego zła i domagano się jego „wywłaszczenia”, spotkanie Baadera i Ulriki Meinhof, akcję uwolnienia szefa grupy, aż po zabójstwo przemysłowca Hannsa Martina Schleyera, prezydenta Niemieckiego Związku Pracodawców w 1977 roku.

To nie pomnik
Premiera filmu wzbudziła natychmiast kontrowersje. Bettina Röhl, córka Ulriki Meinhof i autorka głośnej książki „Zabawa w komunizm”, oskarżyła twórców filmu o gloryfikację terrorystów, twierdząc, że to pomnik na cześć Baadera i Meinhof. Film z pewnością nie jest takim pomnikiem. Krwawe wyczyny członków bandy mówią same za siebie. Nie ma w nich nic z rewolucyjnego romantyzmu, jaki im sami przypisywali.

To ohydne zbrodnie popełniane przez bandę morderców z upajającym się przemocą przywódcą na czele. Jednak film Udela pozostaje jedynie kroniką wydarzeń. Nie wyjaśnia, a nawet nie stara się wyjaśnić, co powodowało, że przez długie lata kolejne grupy desperatów były w stanie destabilizować sytuację w demokratycznym państwie.

***
Lektor; reż. Stephen Daldry, wyk.: Kate Winslet, Ralph Fiennes, Bruno Ganz, Lena Olin, USA/Niemcy, 2008.

Baader-Meinhof: reż. Uli Edel, wyk.: Martina Gedeck, Moritz Bleibtreu, Johanna Wokalek, Bruno Ganz, Niemcy/Francja/Czechy 2008