Templariusze na ekranie

Adam Śliwa

publikacja 29.10.2009 13:35

Twórcy co pewien czas wracają do tematyki templariuszy. Spotyka się z nimi Harrison Ford w filmie „Indiana Jones i ostatnia krucjata”, Nicolas Cage szuka ich bogactw w „Skarbie Narodów”, a Tom Hanks trafia na ich ślad w „Kodzie Leonarda da Vinci”.

Templariusze na ekranie Plakat promujący film 'Templariusze. Miłość i krew'. Foto: Kino Świat.

4 grudnia na ekrany naszych kin wchodzi europejska superprodukcja „Templariusze. Miłość i krew” w reżyserii Petera Flintha. Fabuła tego skandynawskiego filmu - w którym zobaczyć będziemy mogli m. in. Vincenta Pereza, czy znaną z filmów Ingmara Bergmana, Bibi Andersson - przenosi nas do średniowiecza, gdzie śledzimy losy młodego, szwedzkiego szlachcica Arna Magussona.

Niesłusznie oskarżony bohater musi odpokutować wyruszając na krucjatę do Ziemi Świętej w szeregach templariuszy. Scenariusz opiera się na świetnie sprzedającej się trylogii szwedzkiego pisarza Jana Guillona „Krzyżowcy”. Bohater ucieleśnia ideały rycerza–zakonnika. A jak my współcześnie postrzegamy takiego walczącego brata zakonnego? Z czym nam się kojarzy ów ideał, rodem z wieków średnich? Zapewne wielu z nas słysząc zakony rycerskie wyobraża sobie Krzyżaków i wszelkie ich niegodziwości opisane przez Sienkiewicza lub kojarzy ich z historią Polski i bitwą pod Grunwaldem.

Joannici, zwani również Szpitalnikami, są mniej dla nas znani. Czyżby dlatego, że nie wiemy o ich nadużyciach, bogactwach? A może po prostu dlatego że są „daleko” od naszej rodzimej historii? Warto nadmienić że zakon ten istnieje do dziś. Są to Kawalerowie Maltańscy. A co jeśli słyszymy o templariuszach? Tu jest znacznie lepiej gdyż chyba każdy jest w stanie ich skojarzyć. Na to słowo od razu wyobrażamy sobie ich niezliczone bogactwa i… straszny koniec.

Twórcy co pewien czas wracają do tematyki templariuszy. Opisał ich chociażby Zbigniew Nienacki w książce „Pan samochodzik i templariusze”. Niestety zazwyczaj pojawiają się tylko ich mityczne skarby gdzieś głęboko ukryte lub tajemne praktyki i utajone struktury trwające do dziś. Spotyka się z templariuszami Harrison Ford w filmie „Indiana Jones i ostatnia krucjata”, Nicolas Cage szuka ich skarbu w „Skarbie Narodów”, a Tom Hanks trafia na ich ślad w „Kodzie Leonarda da Vinci”. Do tych filmów należy jeszcze dodać Królestwo Niebieskie gdzie, jak zresztą w większości produkcji templariusze grają wybitnie czarne charaktery. Widz dochodzi do wniosku że to właściwie przez nich upadła Jerozolima.

Film „Templariusze. Miłość i krew”, ma szanse pokazać w ciekawej i przystępnej formie bliższy prawdzie historycznej obraz templariuszy oraz klimat średniowiecza. Reżyser nie wstydzi się pokazać etosu rycerza - miłości, wiary i rycerskiego honoru. A historia templariuszy wyglądała naprawdę interesująco i znacznie bardziej chwalebnie niż pokazano nam w "Królestwie Niebieskim".

Zakon powstał ok. 1119 roku. Początki były bardzo skromne. Hugo de Payens wraz z 9 towarzyszami zakłada bractwo. Jego calem miała być opieka i zbrojna ochrona pielgrzymów zdążających do Ziemi Świętej. Król Jerozolimski Baldwin II przyjął ich z otwartymi rękami, ponieważ trasa pielgrzymek z portu w Jaffie do miejsc świętych w Jerozolimie była bardzo niebezpieczna. Baldwin oddał im na siedzibę część swojego pałacu, a kanonicy jerozolimscy przyznali im ziemie przylegające do ich własnych posiadłości. Kilka lat później, gdy król przeprowadził się do Wieży Dawida, rycerze zajmowali właściwie cały teren przypisywany dawnej Świątyni Salomona. Stąd zaczęto ich nazywać rycerzami Świątyni, czyli templariuszami od łacińskiego templum - „świątynia”.

Pierwszą przysięgę złożyli na ręce patriarchy Jerozolimy i obejmowała ona śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Nie był to jeszcze zakon w pełnym słowa znaczeniu gdyż nie miał reguły. Istnieje hipoteza że stworzył ją sam Bernard z Clairvaux, późniejszy święty. Prawdą jest że bardzo zaangażował się pomoc zakonowi.

Reguła wzorowana była na regule cystersów. W 1129 roku zatwierdzono ją na synodzie w Troyes. Pełna nazwa brzmiała Zakon Ubogich Rycerzy Świątyni, a godłem był czerwony, ośmiokątny krzyż, symbol męczeństwa, noszony na białym habicie. Chorągiew miała barwy czarną i białą jako znak „że są szczerzy i życzliwi dla przyjaciół czarni i groźni dla wrogów, lwy w czasie wojny, baranki w czasie pokoju”. Dla braci służebnych szatą była czarna tunika. Sentencją zakonu było zdanie Memento Finis z łac. "pamiętaj o końcu" lub tłumaczone czasem „pamiętaj o swoim celu”. Pieczęć przedstawiała dwóch rycerzy dosiadających jednego konia, symbolizując pokorę i ubóstwo.

Reguła zakonu była surowa, ale nie miała ona wychować pustelników tylko ludzi rozsądnych i uczciwych. Posiłki spożywano w milczeniu, mięso podawano 3 razy w tygodniu, w niedziele rycerze otrzymywali podwójną porcję. Braci obowiązywał post od Wszystkich Świętych do Wielkanocy z wyjątkiem świąt obligatoryjnych. Dziesiątą część chleba winno się oddawać ubogim.

Bracia mieli nosić brody i wąsy. Każdy z nich mógł posiadać 3 konie i giermka. Wędzidła i strzemiona nie mogły mieć złoconych ozdób, a jeśli ktoś otrzymał w darze zbroje złoconą powinien ją pomalować. Za zbroję służy kolczuga (rodzaj stroju stworzonego z małych kółek połączonych ze sobą). Na niej noszono tunikę z czerwonym krzyżem. Uzbrojeniem był miecz i puginał, czyli mały sztylet. Nie wolno było im posiadać worka ani skrzyni zamkiem, wszelkie podarunki powinni oddawać mistrzowi jako własność zakonu. Łupy miały trafiać do skarbca, a broń do zbrojowni. Rycerze zakonni byli kwiatem rycerstwa dzięki porządkowi dyscyplinie i poświęceniu. W obozie nie wolno im było chodzić do kwater osób świeckich ani oddalać się bez zezwolenia. Mogli udawać się do sąsiednich namiotów tylko jeśli należały one do szpitalników.

Gdy templariusze zakładali obóz zwany Herberge wyznaczali najpierw miejsce na kaplice, wznosili namiot mistrza i intendentury, a na zawołanie „Obozujcie w imię Boga, panowie bracia” rozkładali swoje namioty. W obliczu wroga brat mógł opuścić zastęp tylko, aby pomóc chrześcijaninowi ściganemu przez wroga, w innym wypadku, gdyby opuścił szeregi musiał na znak kary pieszo wracać do obozu przed sąd Domu. „Żadnemu z braci nie wolno opuścić pola walki, dopóki będzie powiewała dwubarwna chorągiew. A jeżeliby opuścił pole walki, zostanie wygnany z domu zakonnego na zawsze” – zapisali templariusze w swoich dokumentach. Wrogowie traktowali ich z dziwnym połączeniem okrucieństwa i szacunku. Po klęsce pod Hattin, schwytanym templariuszom obiecano ocalić życie w zamian za przejście na islam. Żaden z 230 zakonników się nie ugiął. Rycerze Świątyni wraz z Joannitami byli elitą armii Królestwa Jerozolimy i ofiarnie walczyli we wszystkich bitwach. Z poświęceniem wypełniali również obowiązek ochrony pielgrzymów.

W czasie II wyprawy krzyżowej templariusze jako jedyni z doświadczeniem walki w trudnym górskim terenie uratowali francuską armię. Evard des Barres wspólnie ze swymi rycerzami osłaniał cały tabor krzyżowców. Ludwik VIII tak opisał ich pomoc: „Nie widzimy, nie możemy sobie wyobrazić, jak moglibyśmy przetrwać chwilę w tym kraju bez ich pomocy i opieki”. Rycerze templariuszy mieli przywilej strzeżenia Przenajświętszego Krzyża.

W czasie wyprawy komandor Jeruzalem i 9 rycerzy powinni strzec go dzień i noc. W przeddzień nieszczęsnej bitwy pod Hattin, pewien templariusz zakopał w piasku relikwie aby nie wpadła w ręce Saracenów. Mimo że uniknął rzezi swojego zakonu, Krzyża nie udało się odnaleźć.

W obronie ostatniej stolicy – Akry w 1291 roku, templariusze zapisali kolejną piękną kartę swojej historii broniąc miasta, a następnie osłaniając ewakuację mieszkańców na statki. W czasie jednego ze szturmów zginął mistrz Wilhelm de Beaujeu. Oddajmy głos kronikarzowi Gerardowi de Montreal: „ Gdy ów poczuł, iż jest śmiertelnie ranny jął odjeżdżać, a ludzie pomyśleli, że z dobrej woli odjeżdża, aby ratować siebie i chorążego […] Na Boga Panie nie odchodź, bo miasto wkrótce stracimy, on zaś odpowiedział im donośnie Panowie, nie dam rady, jużem nieżyw, wejrzyjcie na ranę”.

Oczywiście była i ciemna strona, gdy łacinnicy walczyli między sobą, a zakony rycerskie rywalizowały o wpływy. Jedną z takich niechlubnych kart było oblężenie Askalonu, gdzie templariusze zagrodzili wyłom w murze pozostałym krzyżowcom aby zagarnąć wszystkie łupy, Saraceni wybili garstkę rycerzy a oblężenie przeciągnęło się o kilka tygodni.

Templariusze największe posiadłości mieli we Francji toteż tam, po krótkim pobycie na Cyprze, przenieśli swoja siedzibę po wycofaniu się z Palestyny. Ziemie te obliczane na ok. 1000 komandorii i kilka tysięcy zagród pochodziły głównie z nadań. Pamiętajmy, że rycerze ślubowali ubóstwo ale ubóstwo osobiste a nie całej wspólnoty. Zakon był również bankierem, między innymi królów Francji. Określenie, że zakon był bankierem ma dziś dla nas pejoratywne znaczenie, ale wtedy wyglądało to trochę inaczej. Podróżni udający się na wyprawy do Ziemi Świętej bali się brać na niebezpieczną i długą drogę większą ilość kosztowności. Zostawiali więc je w jednej z siedzib zakonu i otrzymywali rodzaj weksla, który mogli zrealizować na miejscu w innej siedzibie templariuszy.

Król Francji Filip IV Piękny miał ogromne długi w rycerskim zakonie toteż postanowił je zlikwidować razem z templariuszami i przejąć ich posiadłości. Pomógł mu w tym popierany przez niego nowy papież Klemens V. W 1307 r. król kazał aresztować wszystkich templariuszy we Francji. Było ich ok. 2500, dalsze 2000 znajdowało się w innych krajach, w tym w Polsce. Kanclerz króla, Wilhelm de Nogaret, który był twórcą całego planu, oskarżył mnichów, że w czasie przyjmowania do zakonu plują na krzyż i wyrzekają się Chrystusa, że w czasie tajnych obrad swojej kapituły czczą bożka Bafometa.

Oskarżenia były absurdalne, ale część templariuszy na torturach zaczęła się przyznawać. Zarzuty te opierały się na tajemniczości w przyjmowaniu do zakonu. Wytłumaczenie było jednak całkowicie uczciwe. Zakon nie posiadał nowicjatu, więc każdy nowo przyjęty składał od razu śluby. Przed nimi kandydat po wysłuchaniu reguły, prosił trzykrotnie o chleb i wodę i strój Domu. Trzykrotnie zadawano mu pytanie czy nie opuścił prawowitej małżonki, czy nie jest mnichem który zerwał z klasztorem, czy nie ucieka przed wierzycielami i czy nie cierpi na jakąś ukrytą chorobę. Tutaj jest powód tej tajemnicy. Chcąc uzyskać rzetelne odpowiedzi musieli zapewnić dyskrecję pytanemu jak na spowiedzi. Nie ma w rytuale nic co mogłoby rzucać cień na templariuszy.

Papież chciał pomóc zakonnikom ale ze strachu przed Filipem nie sprzeciwił mu się. W 1310 roku 68 templariuszy, którzy upierali się, że są dobrymi chrześcijanami, trafiło na stos. Umarli, wołając, że „ciała ich należą do króla, a dusze do Boga”. Papież w 1312 roku na soborze w Vienne zlikwidował zakon, ale nie potępił go. Decyzję potwierdził bullą Vox in exelso. 18 marca 1314 roku trzej francuscy kardynałowie, związani z królem Filipem, skazali na dożywocie czterech dostojników zakonu. Dwóch nagle jednak wstało: Jakub de Molay, mistrz templariuszy, i Gotfryd z Plaisians, komandor Normandii. Zawołali do tłumu paryżan, że złożyli nieprawdziwe zeznania, by ratować życie i że templariusze są niewinni.

Tego samego dnia obaj trafili na stos. Jakub i Gotfryd poprosili, żeby zwrócono ich twarzami w stronę katedry Notre-Dame. Jeszcze raz krzyknęli, że są niewinni. Umarli odważnie i spokojnie, wprowadzając w zdumienie zebranych Paryżan.

Po śmierci Jakuba de Molay zaczęły powstawać liczne spekulacje i legendy. Jedna dotyczy kary za zbrodnie popełnione na templariuszach. Prześladowca templariuszy Wilhelm z Nogaret gdy palono wielkiego mistrza już nie żył. W ciągu kilku miesięcy umarli też papież i rażony apopleksją król Filip Piękny, a w ciągu następnych trzynastu lat zmarli trzej synowie Filipa i dynastia Kapetyngów, która rządziła Francją od trzech wieków, wygasła.

W 2007 roku włoska uczona, prof. Barbara Frale odkryła w archiwum watykańskim oryginalny dokument, będący zapisem papieskiego śledztwa prowadzonego na zamku w Chinon, gdzie przetrzymywano wielkiego mistrza i jego najbliższych współpracowników. Z tzw. „pergaminu z Chinon” jasno wynika że templariusze nie byli heretykami, a zniszczenie ich miało podłoże ekonomiczne i polityczne.