Marek Mierzwa

nadesłane 25.12.2006

publikacja 05.07.2007 10:42

Pax et Bonum! Mam na imię Marek, mam 24 lata, jestem domorosłym wierszokletą. Jeśli uznacie, że ta garść polnych wierszy jest godna pokazaniu światu - będę bardzo wdzięczny.

"Kirkut"
Kamienne nagrobki wychylone z nieskrytości
znaki znaczące przetrącony łeb i spowicie
tej nocy mgła listopada chwyta za krtań
czuję ich tęsknotę ból popękanej skóry stóp
ich niebycie w połowie do swojego Kanaanu

Czarne psy wałęsają się do koła błyszcząc
przeklętą pamięcią jakby po ludzku
moja cywilizacja nie uderza się w pierś
istoczy się i żegna od święta by zasnąć

Niepotrzebne zegary - umierają
ja nie słyszę tykania w tę noc
u progu ich Bejt Olam


* * *


"(S)pokój po moich rodzicach"
Stara lampa czytała zachłannie choć ukradkiem
pozwalając mi zapamiętać spękaną twarz ojca
i te dyskretnie kwitnące łzą zmęczone oczy
we wzruszeniu niespodziewanego umierania
ale i trwania w pogodzeniu się z samym sobą

I jeszcze ten stary zegar spowity pajęczynom dni
tchnący zawoalowaną przemijaniem wiecznością
jak promienny choć czarno - biały uśmiech matki
wpleciony w gorący oddech zielonej herbaty myśli
i samotność późnowieczornej łzy niedowierzania

lecz to nie koniec jeszcze a jakiś przedsionek
bo pomiędzy samotnością i tęsknotą tkwi wieczność
ta Wieczność która ożywia stare fotografie
"Szukanie"
Coraz dalej od epicentrum Obietnicy
łapczywie przełykam słowa summy teologów
plądruje zakamarki chrystusowych alegorii
gorliwie poszukuję wiary która rozumie
rozgarniam chmury nieba by zobaczyć
proch ziemi którym mimowolnie się stanę

A przecież wystarczy zrozumieć że Jestem
by stać się milcząco Ufnym
capax Dei


* * *


"***"
Bo Ty nie jesteś zwątpienie
czarna róża z przetrąconą łodygą
na wszystkie strony tego świata
na wszystkie wskazówki i czasy
na wszystkie wazony samotne
puste pełnia tęsknoty

Bo Ty jesteś nadzieja
ogrody pełne strumieni
na wyschnięte żyły koryt
na nieme pola boleści
na kamienie przedwieczne
naszego losu


* * *


"Moja wiara"
Moja wiara to nie zakurzona archeologia
kilkuramiennych kandelabrów pożółkłych kart
drzazg krzyża szczątek w złotych pierścieniach
okraszonych odświętnie ufnym fideizmem -
w chóralnym grzmocie pieśni pośród głuchych arkad
strojnych w światło blichtru żyrandoli
by lepiej widzieć niebo

Moja wiara to przejście przez Rubikon -
boso nie po wodzie bo z lękiem
pascha ku nieprzemijającemu
gdzie nie ma już odwrotu
trzeba Kochać na zawsze