Wiara ze słuchania... radia?

Agata Puścikowska

publikacja 18.09.2006 12:34

Jak powinien brzmieć katolicki głos w naszym domu? Ma być do tańca, czy do różańca? Polityczny czy apolityczny? Chrześcijański rock, godzinki czy świeckie przeboje? Tyle pomysłów, ile stacji. A jak sobie z tym radzi warszawskie Radio Józef?

Wiara ze słuchania... radia? Warszawskie Radio Józef

Tradycyjne funkcje mediów to informacja i rozrywka. Media katolickie mają jeszcze jedną funkcję – ewangelizację. Ale jak tu bawić, uczyć i nawracać jednocześnie? I oczywiście kogo: do kogo starać się dotrzeć, na jakiego słuchacza postawić? I jak pogodzić to, co prawie nie do pogodzenia: konieczność zarobkowania z dążeniem do niezależności?

Potop z… „Malborka”
„Malbork” to nazwa, którą warszawiacy nadali kompleksowi budynków przy Ośrodku Rodzin Nazaretańskich przy Trasie Łazienkowskiej. Wielki gmach z czerwonej cegły rzeczywiście przypomina twierdzę. Jednak wielkość budowli jest myląca – radio mieści się tylko w niewielkiej jego części, bo które diecezjalne radio ma pieniądze na apartamenty?

Według badań, na terenie Warszawy i okolic słucha „Józefa” około 400 tys. osób. To niewiele, biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców aglomeracji warszawskiej (około 3 mln). Jednak nie w ilości siła „Józefa”.
– Naszym fenomenem jest to, że dziennikarze oraz słuchacze są dla siebie jak bliscy znajomi – mówi dyrektor radia ks. Marcin Brzeziński.

– Od wielu lat jeździmy razem na pielgrzymki, raz w miesiącu spotykamy się na Mszy św. i modlitwie w jednym z warszawskich kościołów. My wiemy o naszych słuchaczach dużo, a oni o nas…

Paula Chmielowska, sekretarz anteny: – Dzięki jednej z naszych audycji poświęconej pracy, na terenie parafii św. Józefa na Kole powstało stowarzyszenie, które wspiera bezrobotnych. Nieformalna grupa wsparcia i modlitwy przerodziła się w organizację, która autentycznie pomaga ludziom odnaleźć się w trudnych czasach.

Radio ewangelizuje, ale jak twierdzą jego twórcy, bez „trucia” i nudzenia. Stawia na autentyczne świadectwa i „nauczanie” świeckich, a mniej osób duchownych. W studio emisyjnym można przeczytać: „Ewangelia=życie. Uśmiechnij się!”

Ludzie i tematy
Bez wątpienia wielkim atutem „Józefa” są prowadzący. Takie nazwiska jak Tekieli – specjalista od New Age, prof. Świderkówna – biblistka, czy ks. Pawlukiewicz znane są szerszemu odbiorcy. Inni prowadzący, jak np. Paweł Wdówik, z wykształcenia psycholog – choć nie gwiazda, z powodzeniem prowadzi wieczorne, nastrojowe i refleksyjne audycje z udziałem słuchaczy (jego pies przewodnik dzielnie mu towarzyszy) i ma wierne grono stałych odbiorców. Takich „samorodków” w Radiu Józef jest więcej, ale o nich – potem.

Na antenie porusza się wiele tematów. – Nie unikamy trudnych zagadnień – mówi Chmielowska. – Trzeba jednak poruszać je subtelnie i mądrze. Nie można epatować złem, ale jednocześnie nie wolno udawać, ze zła nie ma.

Patrycja Michońska: – W mojej audycji „Kolorowy magazyn dla Ciebie” mówimy o wszystkim, co ciekawe dla słuchacza. O karmieniu piersią, o problemach w nauce, o depresji… Chodzi o to, żeby było interesująco i merytorycznie. Media katolickie muszą umieć mówić na każdy temat, bez autocenzury. Jeśli mówić nie będą, odbiorca znajdzie odpowiedź – poszuka jej w innych mediach. Być może antykościelnych…

Z zasady radio nie zaprasza polityków. – Rolą katolickiego radia nie jest politykowanie – uważa dyrektor stacji. – Nie zapraszamy polityków, nie stajemy po żadnej ze stron. Jesteśmy apolityczni, choć informujemy o wydarzeniach politycznych, a nawet je komentujemy.

Uniwersalne czy dla wszystkich?
Wszystkie właściwie stacje radiowe, aby utrzymać się na rynku, muszą znaleźć własny sposób na przetrwanie – własną formę, styl, a co się z tym wiąże, własnego, wiernego odbiorcę. Kim jest słuchacz Radia Józef?

– Statystycznie jest to częściej kobieta niż mężczyzna, w wieku 30–55 lat, przeważnie katoliczka – mówi Chmielowska. – Ma wykształcenie średnie lub wyższe (80 proc. słuchaczy radia takim się legitymuje).

Czy twórcy radia będą starali się dotrzeć do szerszego grona odbiorców?

– Chcemy trafiać do wszystkich, ale nie kosztem np. obniżenia poziomu nadawanych audycji – uważa dyrektor stacji. – Mówiąc górnolotnie, wolimy raczej nieść „kaganek oświaty”, bo zaręczam – nawet o najtrudniejszych zagadnieniach mówimy zrozumiale i przystępnie. I każdy u nas znajdzie coś dla siebie. Wydaje mi się, że forma przekazu, którą wybraliśmy, pozwala na dotarcie do wielu bardzo różnych ludzi.
Na pytanie, czy radio może stać się medium uniwersalnym, czyli dla każdego, ksiądz Brzeziński odpowiada: – Nie powinno takim się stać, bo mówienie do wszystkich może zakończyć się mówieniem do nikogo. Katolickie radio, jak każde medium, musi mieć określonego odbiorcę, inaczej zanika w morzu fal konkurencji. Naturszczyk czy magister dziennikarstwa?
– Nasze radio w dużej mierze tworzą pasjonaci – ludzie, którzy nie kończyli studiów dziennikarskich, warsztatu uczyli się dopiero, gdy w taki lub inny sposób do radia trafili – mówi dyrektor radia. – Wydaje mi się, że radio, które nie chce być anonimowe, a ma dodatkowo profil religijny, jest zorientowane na człowieka, nie może stawiać tylko na fachowców – radiowców. Nie każdy spec będzie w stanie zrozumieć, wczuć się w to, co robi. Nie wystarczy dobre rzemiosło, żeby robić nasze radio. My również ewangelizujemy: katechizujemy, modlimy się, a tego nie można nauczyć się w szkole.

Marcin Janicki, obecnie odpowiedzialny za muzykę, do „Józefa” trafił przypadkowo. Miał odbyć praktyki, studiował mechatronikę na warszawskiej politechnice. – Najpierw myślałem, że odbębnię praktyki i się pożegnamy. Po dwóch miesiącach jednak zostałem – „poczułem” radio i jestem do dziś – to już cztery lata prawie – opowiada. Przez ten czas poznawał radio od środka, potem prowadził własną audycję poświęconą chrześcijańskiej muzyce heavymetalowej. Bo muzyka – nie tylko ta ostra – to jego pasja.

Z prowadzących audycje niewielu ma ukończone studia dziennikarskie. Marek Jaromski, jedna ze sztandarowych postaci radia (znany m.in. z programu Telewizji Puls „Anioł przychodzi wieczorem”), jest artystą plastykiem. Złośliwi powiedzieliby: „do modlitwy i rozmów ze słuchaczami nie trzeba więcej”. Życzliwi lub wnikliwi, że do prawdziwych rozmów i modlitwy właśnie trzeba mieć duszę artysty. A i charakterystyczna wada wymowy Jaromskiego, w przypadku audycji prowadzonych w atmosferze ciepła, bliskich relacji ze słuchaczami i w prawdzie ze sobą samym, staje się… zaletą.

Tylko chrześcijańskie granie
W „Józefie”, po Różańcu jest czas i na „taniec”. Za oprawę muzyczną stacji do niedawna odpowiadała Patrycja Michońska, znana z telewizyjnego programu „Raj”, miłośniczka i znawca chrześcijańskich współczesnych rytmów. To ona stworzyła zasadę, która choć z pewnymi zmianami, obowiązuje do dziś: „Tylko chrześcijańskie granie”.

Ale co jest złego np. w muzyce pop – przebojach znanych z komercyjnych stacji? – Nic nie ma złego – mówi Michońska. – Nie w tym rzecz. Chodzi po prostu o to, żeby nie było sprzeczności między tym, co mówimy, a tym, jak gramy. Te dwa fragmenty układanki powinny do siebie pasować, żeby powstała harmonijna całość.

Do września na antenie radia można było usłyszeć wyłącznie zespoły chrześcijańskie z całego niemal świata (popowe, hip-hopowe, grające bardziej klasycznie, gospel i inne – prócz tzw. kato-disco).

– Od jesieni formuła nieco się zmienia – będzie grana też muzyka wykonawców, którzy nie wstydzą się wiary, dla których ważne są konkretne wartości, a treści, które przekazują nie stoją w sprzeczności do nauki Kościoła. Jednocześnie powstaje problem, z którym będziemy musieli się uporać: jak wytyczyć jasne ramy: ten artysta jest OK, a tamten, choć może fajnie gra, to go nie puścimy, bo np. zdradza żonę… Czy mamy prawo do takiej – w gruncie rzeczy – oceny? – pyta retorycznie.

Ach te finanse!
Problemem, z którym boryka się większość katolickich niewielkich rozgłośni, są finanse. Niska słuchalność odstrasza reklamodawców. A niskie wpływy z reklamy oznaczają problem, jak związać radiowy koniec z końcem. Dlatego stacje katolickie, w tym również „Józef”, muszą pozyskiwać pieniądze na wiele różnych sposobów.

– Oj, musimy po prostu modlić się i wierzyć, że nasz patron zawsze nam pomoże – mówi ksiądz Brzeziński. – Część pieniędzy otrzymujemy od diecezji, część pozyskujemy z reklamy. Wielu z naszych słuchaczy wpłaca pieniądze na nasze konto. Ziarnko do ziarnka i zawsze dajemy sobie radę. Musimy być dynamiczni, mieć mnóstwo pomysłów na znalezienie pieniędzy i umieć te pomysły realizować.

Miesięczne koszty utrzymania radia idą w setki tysięcy złotych. – Kiedyś ktoś jednak obliczył, że gdyby każdy z naszych słuchaczy miesięcznie wysłał tylko złotówkę, nie musielibyśmy się martwić, co będzie jutro – mówi Dariusz Sałajczyk, szef produkcji, kierownik emisji. – Wielu z naszych słuchaczy to rozumie: wpłacają pieniądze, bo biorą odpowiedzialność za własną stację. To nie jest obowiązek, tylko poczucie, że tworzy się pewne dzieło, że w ten sposób pomogę komuś i sobie.

Brak reklamodawców ma jednak i atuty: – Jesteśmy po prostu niezależni – uważa Marcin Turski, zajmujący się w „Józefie” marketingiem. – Reklamodawcy, szczególnie wielkie koncerny, często wpływają na profil medium, które finansują. My, aby przetrwać, dwoimy się i troimy: wymyślamy zbiórki, aukcje, mamy w planach np. otwarcie sklepu internetowego, ale jesteśmy wolni. I dzięki temu wiarygodni dla słuchaczy.

Radia Józef można słuchać w Warszawie i okolicy na częstotliwości 96,5 FM, a także przez Internet na www.sielskiefale.pl :.