Pogrzeb basa - felieton z cyklu "Jo, Ślązok"

Marek Szołtysek

publikacja 19.02.2009 12:06

Dawniej, kiedy Wielki Post był naprawdę czasem poszczenia, to zbliżająca się Środa Popielcowa skłaniała jakby bardziej do zorganizowania jeszcze na ostatku jakiejś hucznej zabawy.

Pogrzeb basa - felieton z cyklu "Jo, Ślązok"

Mówiło się na to ostatki. I tutaj śląska tradycja, oprócz zwykłego pójścia na muzykę – bo tak się mówiło na zabawy taneczne – zna dwie najbardziej charakterystyczne formy zabawy. Jest to wodzenie niedźwiedzia i pogrzeb basa.

Najpierw zajmijmy się wodzeniem niedźwiedzia, które jeszcze w XIX wieku było wśród Ślązoków jedną z najbardziej popularnych zabaw. Wspomina o tym śląski pisarz Józef Lompa w 1842 roku: „W ostatki obwodzą na Górnym Śląsku mężczyznę obwiniętego w grochówkę (tj. grochowiny, gałęzie, słomę, siano...), który symbolizuje niedźwiedzia (...)”. Zabawa polega na tym, że barwny korowód przebierańców ze śpiewem, tańcem i muzykantami obchodził gospodarskie zagrody, strasząc niedźwiedziem.

Bo dawniej buszujące po zagrodzie prawdziwe niedźwiedzie robiły rzeczywiście wielkie szkody wśród dobytku i były zagrożeniem życia dla domowników. Stąd można wnioskować, że tradycja tej zabawy sięga swymi korzeniami w naprawdę dawne czasy, kiedy w śląskich lasach były jeszcze niedźwiedzie. A to być może było w XV, w XIV wieku, albo jeszcze wcześniej? Wróćmy jednak do przebiegu tej zabawy w wodzenie niedźwiedzia. Otóż kiedy wspomniany korowód niedźwiedzia – a szli w nim jeszcze strażacy, diabły, kominiorze… – zbliżał się do poszczególnych domostw, to domownicy musieli wykupić się pieniędzmi, słodyczami, jajkami, mąką, piernikami…

Wszyscy razem śpiewali i tańczyli z niedźwiedziem. Czasami wodzone po wsi zwierzę upadło i było podnoszone przez innych uczestników zabawy. Było to zdarzenie symboliczne, mające przestrzec, aby podczas karnawałowej zabawy nie przesadzić i nie upaść moralnie. A zatem widzimy wyraźnie, że owo wodzenie niedźwiedzia to nie tylko jakaś głupia zabawa albo tani sposób na dorobienie paru groszy.

Pogrzeb basa zaś – nazywany także pogrzebem basów, albo basbegraben – to zabawa muzyczna w ostatkowy wtorek przed Popielcem. Widziałem to kiedyś w Cieszynie oraz w Dziergowicach niedaleko Kuźni Raciborskiej. Istotą tej zabawy jest tańczenie do samej wtorkowej północy, czyli tańczy się do ostatniej sekundy karnawału.

A kiedy zegar wybije północ i ogłosi rozpoczęcie Środy Popielcowej, czyli czas Wielkiego Postu, to instrumenty milkną i w milczeniu wyprowadza się z sali kontrabas albo tubę, czyli taką wielką basową trąbę. Czasem te ceremonie pogrzebowe zaczynają się jeszcze przed północą i wówczas korowód muzykantów idzie i gra ulicami miejscowości, ogłaszając rychły koniec zabawy. Wtedy też symbolicznie na marach niesie się bas.

I na koniec jeszcze możemy się zapytać, po co takie wygłupy? Po prostu, taka jest nasza kultura! To ona poświadcza, że karnawałowe tradycje to nie tylko domena Wenecji czy Rio de Janeiro.