Piękno zbawi świat

Oprac. Andrzej Kerner

publikacja 21.04.2009 08:24

Rozmowa Krzysztofa Zanussiego i arcybiskupa Alfonsa Nossola o dziedzictwie Jana Pawła II.

Piękno zbawi świat Foto: Andrzej Kerner

Debata między reżyserem a Arcybiskupem - bez wątpienia dwoma wybitnymi intelektualistami katolickimi - miała miejsce na początku tego miesiąca w Opolu. Panel dyskusyjny w auli Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego poprowadził ks. dr Marek Lis.

Pierwsze spotkanie
– W czasie studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim w domu mojego przyjaciela Janka Vetulaniego spotkałem biskupa Wojtyłę, który z autentycznym zainteresowaniem zadał mi kilka pytań – wspominał Krzysztof Zanussi. – Nie było w tym nic tylko grzecznościowego, patrzył na mnie, jego oczy nie były puste. Takim pozostał do końca – niezwykła zdolność skupienia się na drugim człowieku, była dla niego bardzo charakterystyczna. Dlatego zresztą nawet jako Papież wciąż się spóźniał, bo uznał, że musi się skupić na kimś i rozmawiać dłużej. Witając się z kimś, nie patrzył w próżnię, jak to robią politycy – zauważył reżyser.

Ksiądz Arcybiskup tak wspominał pierwsze spotkanie z Karolem Wojtyłą: – Powiedział nam, studentom KUL-u: „Można pytać o wszystko, bo wszelkie pytania są sensowne, tylko odpowiedzi bywają bez sensu”. Więc zapytałem, w związku z żywym wówczas soborowym problemem aggiornamento czy na przykład w Azji jako materia Eucharystii nie powinien być stosowany ryż, skoro to właśnie ryż jest tam „chlebem powszednim”. „Nad tym trzeba byłoby się zastanowić” – odpowiedział. W czasie przerwy między wykładami spytał mnie: „jak ksiądz na to wpadł?”. Zapamiętał to, bo przy następnym spotkaniu, znów mi powiedział: „Ten ryż mi też nie daje spokoju”.

Pontyfikat
– Na początku pontyfikatu Jan Paweł II nie był rozumiany, a nawet był zdecydowanie źle przyjęty. Spotkał się ze zmasowanym sprzeciwem świata, także katolickiego. Pamiętam rozmowy w gronie mojej włoskiej wielkoprzemysłowej rodziny, która jest zbliżona do kół rządowych. Mówili o nowym Papieżu z ogromnym oburzeniem: "Ależ on szkody narobi, on jest destabilizatorem! On znowu obudzi religijne namiętności, a przecież religia powinna być letnia, bo jak się nią ludzie za bardzo przejmą to rodzą się z tego same szkody – gwałt, nietolerancja, przemoc, wyklinanie”. A ja właśnie wierzyłem, że on naruszy ten potworny powojenny porządek, w którym religia została zepchnięta do pozycji nieznaczącego zwyczaju. Ja oczywiście wściekle z nimi walczyłem, tłumacząc, że będzie dokładnie na odwrót. Jan Paweł II bardzo ożywił istotę chrześcijaństwa w ludziach. Przekonał, że być chrześcijaninem to dużo głębsza sprawa niż sprawa obrzędu. I rzeczywiście zdestabilizował Europę, ale to dzięki tej destabilizacji spotykamy się dziś w wolnym kraju, a nie w podziemiach kościoła. Z biegiem lat Jan Paweł II przełamał ten opór wobec swojej osoby i zrozumienie jego przesłania dziś wygląda o wiele lepiej – mówił Krzysztof Zanussi. Abp Alfons Nossol ujął ten problem następująco: – W pierwszej fazie nie rozumiano tego, jak On rozumie bycie chrześcijaninem, także tego co było uczłowieczeniem jego służebności. A istota bycia chrześcijaninem to przecież proegzystencja – radykalne istnienie dla innych. To jest ta najgłębiej idąca destabilizacja jaką proponował Papież. Ludzie powinni także wreszcie przestać się lękać i otworzyć serca na oścież Chrystusowi. Ludzie i systemy, bo Chrystus jest najgłębszym usensownieniem ludzkiego istnienia i ostoją autentycznej prawdy. To było tak bardzo człowiecze, tak bardzo ludzkie. Człowiek nie może być samotny. Biada człowiekowi samotnemu. Z początku nie rozumiano tych słów, ale od razu dobrze zrozumiała je młodzież.

Krzysztof Zanussi dorzucił dygresję: – Znamienne, że słowa: „Nie lękajcie się” powtarza także trzy czy cztery razy Lenin w sztuce Karola Wojtyły „Brat naszego Boga”. Lenin mówi je do bezdomnych, których zresztą w końcu porzuca i mówi o nich z pogardą: to są śmiecie, z nimi nie da się zrobić rewolucji.

Być zrozumianym
Na pytanie prowadzącego dyskusję ks. Marka Lisa czy często zdarza się rozmówcom być niezrozumianym Krzysztof Zanussi powiedział, że to dla niego codzienność, a prawdziwą rzadkością – łaską – są chwile, kiedy czuje się zrozumiany. Reżyser podkreślił, że często spotyka się z niezrozumieniem wypływającym ze złej woli. Jako najświeższy przykład podał absolutne odrzucenie przez polską krytykę jego najnowszego filmu „Serce na dłoni”, przyjętego z kolei bardzo dobrze w krajach zachodnich, także w USA.

– W całej polskiej prasie były trzy poważne recenzje tego filmu, których autorzy zrozumieli, o co mi w nim chodzi. Jedna z nich ukazała się w „Gościu Niedzielnym” (o filmie pisała Barbara Gruszka-Zych – przyp. ak) - podkreślił twórca. – Marku kochany, ja często sam siebie nie rozumiem! - odpowiedział spytany o to samo abp A. Nossol wzbudzając salwę śmiechu zebranych. Potem przypomniał historię wykładów i egzaminu u bpa Wojtyły, który był trudnym wykładowcą. – Nie było łatwo, mówił szybko, bardzo ciężko było to zapisać. Na początku na jego wykładach była pełna sala studentów, a do egzaminu zostało nas czterech. Podczas egzaminu, który zdawaliśmy na ławce w parku Saskim zapytał mnie pierwszego: co mi się w jego wykładach nie podobało? Odpowiedziałem, że trzy razy w swoich wykładach na temat katolickiej etyki seksualnej w fenomenologicznym ujęciu Maxa Schellera przeszedł z czystej argumentacji filozoficznej na teologiczną. Jak nie dawało rady z filozofią to przeskakiwał do teologii, a teologicznie było już łatwiej uzasadniać. Muszę powiedzieć, że te moje uwagi uwzględnił, kiedy opublikował wykłady jako sławne, choć trudne dzieło „Miłość i odpowiedzialność”. Niestety, mojej uwagi odnośnie tego, że definicja miłości jest zbyt rozumowa nie uwzględnił. Koleżanka, która zdawała po mnie spytała, czy może powiedzieć, co jej się podobało. Wszyscy dostaliśmy bardzo dobre oceny podpisane: KW. A trzeba wiedzieć, że tuż obok znajdował się gmach Komitetu Wojewódzkiego partii – wspominał abp Nossol.

Piękno zbawi świat
Niezwykle gorący fragment rozmowy dotyczył kwestii związków między wiarą a kulturą, stosunku współczesnego Kościoła do sztuki. Obydwaj rozmówcy odwoływali się do Fiodora Dostojewskiego, który w usta księcia Myszkina w „Idiocie” włożył wielkie zdanie: „Piękno zbawi świat”. Krzysztof Zanussi czwartą kadencję jest świeckim konsultorem Papieskiej Rady Kultury, którą powołał do życia Jan Paweł II: – Przyznam, że nie jestem tam lubianą osobą, bo często pytam hierarchów o to, z jakim dziełem sztuki mieli ostatnio do czynienia, a przy tym notuję ich odpowiedzi. Kiedyś jeden z arcybiskupów jako ostatnio czytaną wymienił tę samą książkę, co dwa lata wcześniej. Zapytałem, czy czyta ją w kółko. Obraził się na mnie. Ale to jest niestety wymowny przykład tego „rozjechania się” Kościoła i świata sztuki. Młodzi księża i klerycy nie mają pojęcia o literaturze, o wielkiej muzyce. Pytam księży, czy widzieli film Tarkowskiego, a oni robią wielkie oczy. To dramatyczne, bo języka sztuki nic nie zastąpi. Ten język jest w stanie wypowiedzieć więcej. A bez poczucia tajemnicy nie można mówić o wierze. Dlaczego Papież u schyłku życia napisał pełen niepokoju poemat „Tryptyk Rzymski”? Bo język poezji wyrazi więcej niż język encykliki. Niestety, piękno zostało sprostytuowane przez reklamę, a sztuka filmowa wyrodziła się w seriale, które są absolutnie puste jeśli chodzi o wymiar tajemnicy, wiary w Boga. Owszem również w takich serialach jak „Plebania”. Często namawiam hierarchów, żeby zrobili listę 10 filmów, które obowiązkowo musi znać przyszły ksiądz: Bergmana, Tarkowskiego, „La stradę”. Ale przyznam, że niewiele mam nadziei na szybką poprawę stanu rzeczy – wyznał Krzysztof Zanussi. – U nas staramy się o integralne, w duchu dialogu ze współczesną kulturą, wychowanie kleryków, stąd się wzięło powołanie pierwszego w wolnej Polsce Wydziału Teologicznego na uniwersytecie. A osobiście powiem, że „Plebanii” nie oglądam – powiedział abp Alfons Nossol ponownie wzbudzając wesołość uczestników rozmowy.