Za Chopinem do Europy

ks. Wiesław Hudek

publikacja 18.12.2009 17:15

To, co radość sprawia, każdy chwali pewnie, a przy polskiej pieśni cały świat tańcuje. Więc o tej muzyce bez trudu wnioskuję, że poruszy wszystko, nawet duszę w drewnie...

Za Chopinem do Europy

Rówieśnik nieśmiertelnego Bacha, kapelmistrz książęcego pałacu w Pszczynie, Georg Philip Telemann (1681-1767) powyższą opinię charakteryzującą polską kulturę muzyczną umieścił w 1718 r. w liście wysłanym do Mathessona. Czy jednak opinia ta sformułowana na sto lat przed zabłyśnięciem największej gwiazdy polskiej sceny muzycznej była prawdziwa? Bez dyskusji pozostaje stwierdzenie, iż Chopin nie przyszedł na świat na „muzycznej pustyni”!

Muzyka polska, w pełni europejska i chrześcijańska zarazem, nie miała szczęścia. W okresie średniowiecza, aż po wzniosłe czasy monarchii Jagiellonów, z całą pewnością rozwijała się w stylu w niczym nie ustępującym zasadniczym trendom Starego Kontynentu. Potwierdzają to zarówno zachowane zabytki chorałowe, świadectwa o istnieniu rodzimych ośrodków muzycznych, jak i polifonia tworzona w stylistyce zbliżonej do osiągnięć szkoły niderlandzkiej. A potem zaczęły się wojny XVII wieku, rozbiory, powstania, pożary, kataklizmy dziejowe. I kiedy wydawało się, że wreszcie nadeszła historyczna chwila, by wypełnić lukę w badaniach nad muzyką polską, wszystko pochłonęła hekatomba II wojny światowej i czas zgrzebnego komunizmu.

Od lat poszczególne polskie i zagraniczne ośrodki uniwersyteckie, badacze i pasjonaci, z ocalałych źródeł wskrzeszają elementy układające się w mozaikę odtwarzającą niepełny, ale w miarę prawdziwy obraz muzyki polskiej. Manuskrypty, tabulatury, Mikołajowie różnych nazwisk i z miast różnych, Gorczycki, Zieleński oraz wielu anonimowych twórców wciąż czekają na solidną ocenę naukową.

Muzyka Chopina
Zdaje się, że to wszystko miał na myśli Telemann, pisząc, iż „znalazł (w polskiej muzyce) wiele dobrego”. W takie dziedzictwo wstępował mały Chopin, zdobywając szlify artystyczne u Wojciecha Żywnego, a następnie u wielkiego Józefa Elsnera, który może być typowym przykładem bolesnych dziejów polskiej muzyki. Jego Oratorium pasyjne op. 65 zostało bowiem wykonane po raz pierwszy po 160 latach, w roku 1998!

W życiu Chopina, jak w najlepszym scenariuszu filmowym, zbiegły się ze sobą w jeden strumień: dramatyczne okoliczności polityczno-historyczne, osobowość wrażliwego twórcy, niespełnione uczucia oraz fascynujące podróże i znajomości. Dość wspomnieć symboliczny w swej wymowie fakt obecności poety fortepianu w „muzycznej świadomości” Europejczyków. Gorliwi melomani odbywają peregrynacje, by nawiedzić grób kompozytora na paryskim cmentarzu Pe`re-Lachaise, ale tylko nieliczni (może głównie Polacy?) docierają do relikwii najcenniejszej - do serca Chopina złożonego w warszawskim kościele Świętego Krzyża.

W tym obrazie oraz w osobie samego Chopina można dostrzec wzorzec europejskiego uniwersalizmu muzycznego. Największy polski kompozytor nie był bowiem przypadkowym „meteorem”. Był gwiazdą, której blask tętnił w pełni ojczystymi barwami. Nie przystępując do żadnego z emigracyjnych ugrupowań politycznych, realizował jeden z najważniejszych wówczas celów: duchowe oddziaływanie na kraj. Polskość stylu chopinowskiego przejawiała się nie tylko w silnych powiązaniach z folklorem, ale także poprzez kontynuację narodowych tradycji literackich i muzycznych.

„Muzycznie” Europa zjednoczona
A przecież Chopin, wypowiadając się w polskiej stylistyce, równocześnie przemawiał i nadal przemawia do swoich odbiorców językiem uniwersalnym, budząc emocje i wzruszając słuchaczy nie tylko w muzycznych salonach Europy. Miłośnicy Chopinowskiego talentu uważają, iż to właśnie „Frycek” (jak go pieszczotliwie nazywali członkowie najbliższej rodziny) powinien być osią periodyzacji polskiej kultury muzycznej. A zatem to, co przed i po Chopinie się wydarzyło. Czy to pogląd uprawniony?

Nie byłoby Chopina i jego genialnej muzyki fortepianowej, gdyby nie wzrastał on wśród ludu śpiewającego w polu, nucącego z lubością „Godzinki”, kolędy, przygrywającego na gęślach w karczmach, powtarzającego z pokolenia na pokolenie stare przyśpiewki. Nie byłoby tego fenomenu bez epoki go poprzedzającej, bez barwnej panoramy znanych i nieznanych z imienia kompozytorów i muzyków.

A przecież na Chopinie dzieje polskiej muzyki się nie zakończyły. Moniuszko, Szymanowski, Karłowicz, Lutosławski, Penderecki, Górecki, Kilar… to tylko niektóre nazwiska, bez których współczesna muzyka polska, a i europejska, nie byłaby sobą. Świętując zatem kolejną rocznicę urodzin jednego z największych Polaków, warto z wdzięcznością pomyśleć o muzycznym dziedzictwie, które wnosimy do jednoczącego się domu europejskiego.

Tę refleksję potwierdza osobiste doświadczenie. W czasie jednej z grudniowych wizyt duszpasterskich spotykam osobę, która z dumą wypowiada słowa: „Proszę księdza pochodzę z Brochowa, gdzie był ochrzczony NASZ Chopin”. Podczas powrotu na plebanię rodzi się refleksja: Jesteśmy z kraju NASZEGO Chopina, z kraju NASZYCH kolęd i pieśni kościelnych, z ziemi polskiej, na której zawsze rozbrzmiewała NASZA dobra muzyka. Muzyka, która „poruszy nawet duszę w drewnie” (Telemann). Potrzeba, byśmy o tym pamiętali. W Polsce i w Europie.