Potęga chorału

Szymon Babuchowski

publikacja 09.01.2010 21:02

Nastraja do modlitwy, unosi w stronę nieba, wycisza. A także: poprawia koncentrację, zapamiętywanie i pomaga kobietom przygotować się do porodu. Chorał gregoriański – dźwięki, za które Mozart oddałby całą swoją chwałę muzyczną.

Potęga chorału Foto: Roman Koszowski

Gdy w zeszłym roku mnisi z austriackiego klasztoru Stift Heiligenkreuz sprzedali ćwierć miliona płyt z chorałem gregoriańskim, wiele osób zastanawiało się, gdzie mogą posłuchać tych hymnów na żywo. – Z jednej strony Kościół podkreśla, że chorał to podstawowy, „własny śpiew liturgii rzymskiej”, z drugiej – prawie nikt go nie praktykuje – ubolewa Sławomir Witkowski, kantor z parafii św. Jadwigi w Chorzowie. – Dużo dziś mamy w liturgii muzycznego dziadostwa, zadowalamy się uśrednioną papką. Nie mogę słuchać dużej części tej muzyki, która grana jest w radiach katolickich. A dobrze zaśpiewany chorał robi wrażenie. To potęga męskich głosów, od której kobiety mdleją – śmieje się Sławek.

Chorał nieznany
Z chorałem pierwszy raz zetknął się w Ruchu Światło–Życie. Stało się to dzięki ówczesnemu moderatorowi diecezjalnemu ruchu, ks. Henrykowi Markwicy. – Ksiądz Markwica był zafascynowany Tyńcem, sam żył według reguły benedyktyńskiej, a przy tym świetnie śpiewał – opowiada Sławek. – Mnie wtedy chorał wydawał się bardzo trudny, niemal nie do wyśpiewania. Jednak ks. Henrykowi udało się nauczyć nas „Missa de Angelis”. Dziś sami uczymy jej w parafii. Kiedy cały kościół śpiewa chorał, efekt jest niezwykły.

Sławek jest zawodowym muzykiem, ale informacji o chorale musiał szukać na własną rękę: – Nawet na uczelniach muzycznych mało kto się na nim zna. Lektur na ten temat też nie ma za dużo, a ci, co piszą prace naukowe, sami często w ogóle nie śpiewają. W Polsce na co dzień chorał praktykują benedyktyni, dominikanie, trochę franciszkanie. Ale w tej tradycji też nie ma ciągłości, ona została wskrzeszona kilkadziesiąt lat temu. Dlatego, choć chorału jako sposobu modlitwy uczył się w Tyńcu, od strony muzycznej najwięcej dał mu kontakt z muzykami świeckimi, którzy wiele lat prowadzili badania nad śpiewami gregoriańskimi: Marcelem Pérèsem czy Marcinem Bornusem-Szczycińskim. – Chorał w ich interpretacji nie jest tak delikatny i wygładzony jak ten, który najczęściej słyszymy w kościołach. On musi być zaśpiewany pewnie, z przekonaniem.

Łagodnie czy ostro?
Nazwa „chorał gregoriański” wiązana jest z postacią papieża Grzegorza Wielkiego, który usystematyzował śpiewy liturgiczne. Współcześni uczeni twierdzą jednak, że chorał, zwany inaczej rzymskim, ukształtował się znacznie później – w początkach VIII wieku. Źródeł chorału jest wiele – można ich szukać w muzyce synagogalnej, syryjskiej, bizantyjskiej i greckiej. Charakterystyczną cechą tych śpiewów są m.in. jednogłosowość, melizmatyczność, czyli wykonywanie kilku dźwięków na jednej sylabie, a także specyficzny sposób zapisu, tzw. neumy. Notacja neumatyczna jest starsza i mniej dokładna od zapisu na pięciolinii. Znaki te nie zawsze dokładnie określają długość trwania i wysokość dźwięku. Stąd szerokie pole dla interpretacji.

Dzisiejsi badacze spierają się, jak należy śpiewać chorał, by wykonanie było jak najbardziej zbliżone do intencji kompozytorów. Odpowiedź nie jest taka prosta, bo śpiewy te wyszły z użycia w XVII wieku. Dopiero dwa wieki później zainteresowano się nimi ponownie. Stało się to za sprawą opactwa benedyktyńskiego w Solesmes we Francji. Tamtejsi mnisi rozpoczęli badania najstarszych rękopisów muzycznych i odtwarzanie ich pierwotnych wersji. Choć dzisiejsi znawcy twierdzą, że zbyt wygładzili chorał, który w oryginale był o wiele mocniejszy, ostrzejszy i bardziej rytmiczny, to jednak właśnie dokonania szkoły solesmeńskiej do dziś uznaje się za oficjalny kanon śpiewania.

Malowanie melodią
– Śpiewamy chorał w takiej formie, w jakiej jest obecny w Europie od półtora wieku – mówi ks. Joachim Waloszek, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Opolu, a jednocześnie kierownik działającej przy tej uczelni Scholi Cantorum. – Mam świadomość dzisiejszych sporów o kształt chorału, ale w wypadku zespołu, w którym jest duża rotacja, nie możemy sobie pozwolić na eksperymenty. Chorał w stylu solesmeńskim jest dla współczesnych słuchaczy najbardziej przystępny.

Ks. Waloszek dostrzega w ostatnim czasie wzmożone zainteresowanie chorałem, jednak – jego zdaniem – trudno jeszcze mówić o renesansie tej muzyki. – Chyba zbyt pochopnie zrezygnowaliśmy z niej w liturgii – twierdzi. – Chcemy pielęgnować tradycję chorału w naszym seminarium. To głos odległych wieków, modlitwa praojców. Łączy w sobie ascetyczność i patos, związany z tekstem liturgicznym. Stanowi kontrast dla dzisiejszego, rozpędzonego świata. Nawet Jan Pospieszalski, na co dzień grający muzykę rozrywkową, mówi, że na Mszę św. zabiera dzieci do dominikanów, gdzie śpiewa się chorał, bo nie znosi hałasu w liturgii. Myślę, że ludzie szukają w niej raczej wyciszenia, medytacji. – Wykonując chorał, mam wrażenie, że obcuję z klasycznym pięknem – mówi diakon Jakub Płonka, jeden ze śpiewaków opolskiej scholi. – Wiele współczesnych utworów jest nie do zaśpiewania bez akompaniamentu. Ich melodie są prymitywne, złożone z 2–3 dźwięków. Chorał gregoriański wręcz maluje melodią. To człowiek swoim głosem tworzy cały charakter tej muzyki.

Łacina niekonieczna
Wśród charakterystycznych cech chorału często wymienia się łaciński tekst. Czy rzeczywiście jest on niezbędny? Wybitny badacz muzyki dawnej Marcin Bornus-Szczyciński podkreśla, że chorał przeszedł w swej historii przez wiele języków i nie ma potrzeby trzymania się wyłącznie łaciny. Jego zdaniem, można śmiało przechodzić w chorale na języki narodowe, zachowując melodię. Muzyk przyznaje jednak, że obecnie brakuje opracowań, które by to umożliwiły. W tej sytuacji on sam chętnie sięga po łacinę.

Czy to właśnie odejście od tego języka w liturgii spowodowało – wbrew intencjom Soboru Watykańskiego II – zanikanie chorału w kościołach? W wielu wypadkach rzeczywiście wylano dziecko z kąpielą. Ale chorałowe melodie całkowicie nie zniknęły. – Dialog kapłana z ludem toczy się na melodię quasi-gregoriańską – zaznacza ks. Joachim Waloszek. – Tonalność gregoriańską słychać też w wielu pieśniach, chociażby w naszym najstarszym hymnie – „Bogurodzicy”. – Niektórzy bronią łaciny, twierdząc, że brak znajomości języka nie jest problemem; że tajemniczość tylko zwiększa przeżycie. Nie jestem zwolennikiem takiego poglądu – mówi Sławek Witkowski. – Prefacja czy pieśń „Zbliżam się w pokorze” brzmią pięknie po polsku, a przecież są w nich te same nuty, co w chorale.

Taka pobożna Msza
– Ta muzyka jest językiem, którym mówimy do Boga. Łączy nas ze Stwórcą i z ludźmi – twierdzi Maciej Poznalski, kleryk z IV roku, śpiewak opolskiej Scholi Cantorum. – Nie da się tego śpiewu oddzielić od wiary – potwierdza Sławomir Witkowski. – Teksty chorału to kwintesencja jej prawd. Modlimy się tymi samymi wersami, co święci Benedykt, Dominik, Jacek. Czy jednak te same wersy, wykonywane dzisiaj, dotykają słuchaczy równie mocno? – Wiele osób w ogóle nie wie o istnieniu chorału, ale kiedy go usłyszą, są poruszeni – opowiada Sławek.

– Śpiewaliśmy niedawno na ślubie w rybnickiej bazylice. Na przyjęciu weselnym niemal wszyscy goście podchodzili, żeby nam podziękować. Mówili, że pierwszy raz w życiu byli na tak „pobożnej Mszy”. Chorał nastraja do modlitwy, unosi w stronę nieba, wycisza. Co ciekawe, wpływa też na poprawę koncentracji, wzrost kreatywności, poprawę zapamiętywania i podwyższenie motywacji. Takiego odkrycia dokonał wybitny francuski otolaryngolog prof. Alfred Tomatis, który słuchanie chorałów zalecał kobietom w ciąży, podobnie jak twórczość Wolfganga Amadeusza Mozarta. Ten ostatni zaś powiedział: „Chętnie oddałbym całą swoją chwałę muzyczną w zamian za to, bym mógł się poszczycić ułożeniem choćby jednej prefacji gregoriańskiej”.