Młoda tożsamość Europy

publikacja 23.01.2009 07:54

Niesprawiedliwość, samotność, przemoc czy szyderstwo. Młodzi uczestnicy Europejskiego Spotkania Młodych na pewno nie pozostaną wobec tych zagrożeń obojętni. Nawet wtedy, kiedy zrobić będą mogli niewiele.

Młoda tożsamość Europy

Ks. Sławomir Czalej: Ile osób z gdańskiej archidiecezji wyjechało na spotkanie młodych do Brukseli?
Ks. Mikołaj Dacko: – W archidiecezji mieliśmy 5 punktów zgłoszeń; jeden punkt mógł przyjąć do 100 osób. A więc łatwo sobie policzyć. Oprócz mnie z księży jechał tradycyjnie ks. dr Jacek Meller, który od lat pomaga braciom z Taizé, a także ks. Michał Lewiński z Żukowa i ks. Tyberiusz Kroplewski z Gdańska-Przymorza. Ponadto jechał jeszcze jeden z gdyńskich franciszkanów. Brak kapłanów – biorąc pod uwagę liczbę uczestników – jest zauważalny i palący. W przypadku punktów przygotowań nie jest to aż taki problem, bo te prowadzą osoby świeckie: animatorzy z ruchu oazowego, ministranci, osoby z różnych wspólnot. Jednak w autokarach jadących do Brukseli księdza po prostu brakowało, podobnie jak już na miejscu.

Dotarliście jednak szczęśliwie.
– Tak. Spotkanie trwało od 29 grudnia do 2 stycznia. Myślą przewodnią był list, wydany podczas poprzedniego spotkania i to bynajmniej nie europejskiego. Ostatnie spotkanie było w Nairobi w Kenii, ponieważ bracia z Taizé chcą rozszerzyć formułę spotkań na kraje pozaeuropejskie. Spotkanie to odbyło się od 26 do 30 listopada. Kolejne rozdziały listu były tematem rozważań przedpołudniowych w parafiach, gdzie byliśmy rozlokowani, jak i podczas warsztatów popołudniowych w ośrodkach w różnych częściach Brukseli. Tytuły rozdziałów listu mówią o tym, co było przedmiotem rozważań i czym ubogaceni wróciliśmy do Polski. Była więc mowa o odpowiedzialności za swoje życie, o przekraczaniu siebie, o tym, żeby nie tracić nadziei, kiedy możemy niewiele zrobić, zwłaszcza jeśli chodzi o przekraczanie podziałów w naszych społeczeństwach. Te wyrażają się w takich słowach, jak niesprawiedliwość, samotność, przemoc czy szyderstwo. List wydał brat Alois, następca brata Rogera, założyciela i pierwszego przeora wspólnoty w Taizé.

Jakie wrażenia z samego pobytu?
– Zawsze jest takie zastrzeżenie organizatorów, że na wyjazd trzeba zabrać karimatę i śpiwór, bo hipotetycznie można wylądować na nocleg w jakiejś salce parafialnej. Tym razem uczestnicy nie musieli z tych rzeczy korzystać. Spotkaliśmy się z wielką gościnnością Belgów i to nie tylko w samej Brukseli. Dzięki dobrej organizacji zarówno braci, jak i wolontariuszy, gościły nas rodziny z Antwerpii czy Gentu. Niektórzy dojeżdżali do stolicy Belgii nawet półtorej godziny. Uczestników obowiązywał specjalny bilet, zwany biletem Taizé. Bilet funkcjonuje od kilku lat na zasadzie pewnej opłaty solidarnościowej, którą wnoszą sami uczestnicy w zależności od kraju pochodzenia. Dla Polaków było to 50 euro i cena ta zawierała koszty organizacji spotkania, jak również opłaty za wspomnianą komunikację i wyżywienie, a więc śniadania i obiady wydawane w halach Expo.

Czy osoby z archidiecezji były w jednej grupie?
– Nie. Chodzi o to, żeby jak najbardziej wymieszać towarzystwo, żebyśmy mogli spotkać się z przedstawicielami różnych narodów europejskich. Zresztą to doświadczenie różnorodności ma i inne, ekumeniczne wymiary. Kiedy bowiem jesteśmy przydzielani do określonej parafii, a te kierują nas do konkretnych rodzin, to zarówno parafia, jak i rodziny niekoniecznie muszą być katolickie. Często byliśmy goszczeni przez wspólnoty i rodziny protestanckie i prawosławne. Tak było w zeszłym roku w Genewie. Oczywiście modlitwy były wspólne, dzielenie się też bardzo owocne, ale problemem było szukanie możliwości uczestniczenia we Mszy św.
Drugi i trzeci dzień spotkania to tradycyjnie dzielenie się w grupach, na podstawie wspomnianego listu, oraz wspólna modlitwa. Do tego przygotowujemy się już w Polsce podczas przedwyjazdowych spotkań modlitewnych. Na początku, jak to bywa, panuje cisza, ludzie się nie znają. W grudniu natomiast daje się odczuć, że tworzymy już wspólnotę. Modlitwa zarówno w Brukseli jak i podczas naszych przygotowań też wygląda zasadniczo tak samo, jak w Taizé. Jest więc modlitwa kanonami, ostinato, adoracja krzyża. W samej Brukseli, oprócz dłuższych rozważań o. Aloisa, w serca zapadły nam słowa, wypowiedziane przez przybyłych gości: kard. Godfrieda Danneelsa i José Manuela Barroso, prezydenta Komisji Europejskiej.

A spotkania, wydarzenia mniej formalne?
– Tych jest jak zawsze bardzo dużo. Kiedyś wracając po wieczornej modlitwie metrem zaczęliśmy spontanicznie śpiewać kanony, ale też polskie kolędy. Osoby, które wchodziły do metra, zwłaszcza osoby młode, niezbyt zainteresowane tematyką religijną, były pod wrażeniem, nawet biły brawo. Nauka pewnie z tego płynie taka, że czasami trzeba się odważyć na otwartość, spontaniczność, która może się stać najlepszą formą ewangelizacji.

Czy wyczuwałeś podziały narodowościowe wśród samych Belgów?
– Niestety tak. Flamandzkie i walońskie. Zdarzało się nawet, że w poszczególnych rodzinach nastawiano uczestników za lub przeciw. Oczywiście musieliśmy się jakoś w tym znaleźć, w końcu nie przyjechaliśmy, żeby się opowiadać po którejś ze stron, tylko modlić się o jedność. Myślę, że bardzo cenne były spotkania młodych ludzi, podczas których siłą rzeczy porównywali oni swoje Kościoły.

Co mówili o Kościele polskim?
– Jest on postrzegany bardzo dobrze, również przez młodych ludzi z innych krajów. Jako bardzo prężny Kościół, w którym obecna jest młodzież, która w takiej też liczbie przyjeżdża na spotkania. W zasadzie dostrzegają tylko nasze dobre cechy. Rachunek sumienia ze złych powinniśmy już chyba zrobić sami. Widoczne było także zainteresowanie i podziw dla naszych tradycyjnych form pobożności, zwłaszcza dla przywiązania młodych ludzi do Mszy św.

Doświadczenie wiary w Brukseli, a więc w siedzibie UE, która mocno się laicyzuje. Znak?
– Spotkanie w Brukseli było planowane już od dawna. Wiadomo, że brat Roger jak kard. Danneels bardzo się przyjaźnili. W czasie dyskusji często byliśmy przekonywani do tego, że mamy bardzo dużo do zaoferowania Unii Europejskiej. Europa bez wartości przestanie istnieć. Jest dla nas, Polaków, i szansą, i wyzwaniem. Oczywiście zwiedziliśmy też budynki związane z instytucjami unijnymi.

Trwa karnawał, powiedz może jedno zdanie o Sylwestrze.
– Ktoś mógłby powiedzieć, że gdy zbierze się tyle młodzieży, to będzie jedna wielka impreza. Impreza oczywiście jest, ale najpierw modlitewna. Młodzież na noc wraca do swoich parafii – miejsca zamieszkania i o godz. 23.00 zaczynała się modlitwa – czuwanie o pokój na świecie. O północy uczestniczyliśmy w zabawie, która ma specjalną nazwę „Święta narodów”. Otóż każda grupa narodowościowa musi się jakoś w towarzystwie zaprezentować. Na przykład poprzez narodowe tańce. Nasz program przygotowaliśmy już wcześniej w Polsce.

Ks. Mikołaj Dacko, wikariusz parafii św. Urszuli Ledóchowskiej w Gdańsku-Chełmie, współorganizator wyjazdu młodzieży z archidiecezji gdańskiej do Brukseli.

Podczas 31. Europejskiego Spotkania Młodych, zorganizowanego przez wspólnotę Taizé, w Brukseli wzięło udział ok. 40000 osób. Z Polski przyjechało ich aż 9000, a w tej liczbie kilkaset osób z naszej archidiecezji od 16. do 35. roku życia.

Z rozważania brata Aloisa:
Pewnego dnia w czasie spotkania w Nairobi rozmawiałem przez chwilę z Ruandyjczykami, którzy pokonali ponad 250 km, aby przybyć na spotkanie. Młoda dziewczyna o imieniu Klarysa wypowiedziała wtedy słowa, które chciałbym wam przekazać: „Powiedzcie w Europie, by modlono się za młodych z Ruandy. Bezrobocie sieje u nas spustoszenie. A wszyscy ci, którzy w czasie ludobójstwa doznali przeróżnych cierpień, nie potrafią już wierzyć ani w Boga, ani nawet we własne życie”.

Fragment rozważania kard. Danneelsa:
Na ziemi żyje ponad 6 miliardów ludzi i Bóg chce, by żyli tu razem. Nie udaje nam się to. Ale dziś wieczorem Bóg patrzy na nas i raduje się. Tak, Bóg raduje się widząc tę żywą przypowieść o nowej rodzinie ludzkiej, którą tworzymy. Ponad czterdzieści tysięcy młodych ludzi złączonych w modlitwie, w ciszy i w pokoju serca. Tak, Bóg dziś wieczorem się uśmiecha. (…) Bóg daje nam serce, byśmy kochali. Gdyż nie wystarczy widzieć jasno dzięki wierze bądź żyć tylko nadzieją. Potrzebujemy ciepła miłości pośród chłodu tego świata. Ale czym jest miłość, prawdziwa miłość? To przede wszystkim zaakceptowanie siebie samych takimi, jakimi jesteśmy, podziękowanie Bogu za to, że stworzył nas właśnie w taki sposób, takimi, jakimi jesteśmy. Gdyż jako stworzenia Boże jesteśmy dobrzy. Miłość polega również na zaakceptowaniu innych takimi, jacy są, a nie takimi, jakimi my chcielibyśmy ich widzieć. Miłość szanuje drugiego takim, jakim on jest. Miłość stąpa twardo po ziemi, cechuje ją realizm.

Fragment Listu z Kenii:
Zbyt wielu młodych ludzi czuje się osamotnionych w swoich wewnętrznych poszukiwaniach. We dwójkę lub w trójkę już można sobie pomóc, wymienić się doświadczeniami, modlić się razem, nawet z tymi, którzy uważają, że bliżej im do wątpliwości niż do wiary.