Babcię wynajmę

Olga Doleśniak-Harczuk

publikacja 21.04.2009 10:14

Co szóste niemieckie dziecko dorasta bez jednego z rodziców. Od początku lat 70. liczba samotnych matek w tym kraju wzrosła trzykrotnie.

Babcię wynajmę Foto: Henryk Przondziono

W Berlinie odsetek tzw. niepełnych rodzin sięga aż 50 proc. W skali całych Niemiec liczbę samotnych ojców i matek szacuje się na ponad półtora miliona. Niemcy zaczynają coraz bardziej niepokoić się kryzysem rodziny. Jak podaje tygodnik „Der Spiegel” (16.02.2009), aż 40 proc. samotnych matek i ojców utrzymuje się z pomocy socjalnej.

Samotna matka show
Oglądając programy niemieckich telewizji komercyjnych, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w kraju Angeli Merkel samotne macierzyństwo jest, obok kryzysu gospodarczego, tematem numer jeden. Fenomen dotyczący 18 proc. społeczeństwa zajmuje tu większość czasu antenowego. Konstrukcja jest zawsze taka sama: główna bohaterka to matka, w objęciach dziecko (lub kilkoro dzieci) – ojca brak. Kobieta opowiada o kłopotach materialnych, trudnościach wychowawczych, braku perspektyw. Kamera towarzyszy kobiecie przez kilka dni, rejestrując jej emocje i przedsięwzięcia.

I tak matka pięciorga dzieci, z których każde ma innego ojca, przeżywa załamanie nerwowe. Najstarsze dziecko, jedenastoletni chłopiec, na własne życzenie trafia do ośrodka opiekuńczego. Twierdzi, że tam ma chociaż spokój i regularne posiłki. Matka walczy o syna, przyrzeka, że się poprawi, że będzie częściej gotować i pójdzie do pracy. Obiecuje przeprowadzkę do większego mieszkania. Poszukiwania pracy kończą się fiaskiem, bo kobieta ma tylko świadectwo ukończenia szkoły podstawowej. Nikt też nie kwapi się, by wynająć bezrobotnej matce pięciorga dzieci większe lokum.

Następna historia: nastolatka, samotna matka, ojciec dziecka w więzieniu. Mówi do kamery, że lubi szybko zarobione pieniądze przy minimalnym nakładzie pracy. Dziewczyna tłumaczy, że zrobi wszystko dla swojego dziecka. Zabiera wózek z niemowlęciem i idzie na sesję zdjęciową, na której pozuje nago. Od czasu do czasu opuszcza „plan zdjęciowy” i biegnie do sąsiedniego pokoju uspokoić płaczącego chłopczyka. Gotowe już fotografie pokazuje swojemu ojcu, chce się pochwalić. Ojciec jest blady jak ściana. Kolejna samotna matka to też nastolatka. Ściga po Berlinie domniemanego ojca dziecka, kiedy go już znajduje, ten żąda przeprowadzenia testu genetycznego potwierdzającego ojcostwo. Dziewczyna nie potrafi poprawnie się wysłowić, jest wulgarna i odpychająca.

Pół godziny później prezenterka telewizyjna z przejęciem opowiada o matkach alkoholiczkach i narkomankach. Na ekranie pojawiają się zdegenerowane, samotne matki o nabrzmiałych twarzach. Trudno uwierzyć, że te wszystkie historie zostały opowiedziane niemieckiemu widzowi w przeciągu tylko jednego tygodnia. Tak samo jak nieprawdopodobne wydaje się, by samotne matki w Niemczech pochodziły wyłącznie z marginesu. Możliwe jednak, że tylko takie, często nieświadome konsekwencji, pozwalają robić show ze swojego życia.

Widmo biedy
Dzieci wychowujące się w rodzinach niepełnych są szczególnie zagrożone biedą. Według badań Instytutu Demoskopii w Allensbach, aż 41 proc. samotnych rodziców obawia się, że nie będzie miało z czego utrzymać dzieci. Minister do spraw rodziny Ursula von der Leyen wini za taki stan rzeczy zbyt ubogą ofertę placówek opiekuńczych. Jej zdaniem, samotne matki nie mają możliwości pogodzenia opieki nad dziećmi z życiem zawodowym. Von der Leyen uważa ponadto, że niewspółmierna do potrzeb społeczeństwa oferta całodziennych szkół i żłobków to marnotrawienie 70 mld euro rocznie, które mogłyby trafiać do budżetu państwa, gdyby samotni rodzice poszli do pracy, zamiast pobierać zasiłek.

Przewodniczący Niemieckiego Towarzystwa Dzieci Heine Hilgers, w przeciwieństwie do Ursuli von der Leyen, upatruje problem biedy dotykającej dzieci nie w słabej ofercie opiekuńczej państwa, ale w tym, że dzieci przychodzą na świat w najbiedniejszych rodzinach.

W wywiadzie udzielonym „Neue Osnabrücker Zeitung” (09.03.2009) Hilgers poruszył temat niskiego przyrostu naturalnego w kręgach dobrze sytuowanych Niemców, w środowisku będącym siłą napędową gospodarki. Zdaniem eksperta, ostatni plan antykryzysowy rządu, zakładający m.in. zwiększenie nakładów finansowych na rozwój infrastruktury placówek opiekuńczych, nie poprawi sytuacji demograficznej kraju. – To, czego nam potrzeba, to nie inwestycja w kamienie, ale w ludzi – powiedział. Prowadząca działalność gospodarczą w Berlinie Bettina Gröss (29 lat) należy do niemieckiej klasy średniej. Zapytana o to, dlaczego jeszcze nie zdecydowała się założyć rodziny, tłumaczy: – Z jednej strony bardzo bym chciała osiągnąć stabilizację rodzinną, mieć dziecko. Czas płynie nieubłaganie. Jednak kiedy pomyślę o kosztach, o tym, że będzie mi się gorzej powodzić, a może zostanę bez środków do życia, to mi przechodzi.

Przyszywana babcia
W zeszłym roku telewizja niemiecka emitowała cykl programów, ukazujących w całej jaskrawości problem rozpadu rodziny. Być może wbrew zamierzeniom producenta, do świadomości widza przedostał się sygnał alarmowy. Miało być zabawnie i oryginalnie, a wyszło smutno. Program miał formę „pośredniaka dla babć” – jakkolwiek kuriozalnie by to nie zabrzmiało. Samotna starsza pani była kolejno umieszczana w dwóch rodzinach (zazwyczaj niepełnych), a na końcu decydowała się na pozostanie przy którejś z nich. Babcie do wynajęcia trzeźwo oceniały, która rodzina jest sympatyczniejsza, w którym domu będą się lepiej czuły, a „przyszywane” rodziny stawały na głowie, by starsza pani zechciała z nimi zamieszkać. Czasem babcie nie wytrzymywały psychicznie z nową rodziną i „dawały nogę”. O ile niańkę można bezproblemowo opłacić, to już „przyszycie” babci wymaga nie lada wprawy. Społeczeństwo, które począwszy od rewolucji obyczajowej końca lat 60. systematycznie odcinało się od tradycji rodzinnych, tkwi w poważnym kryzysie. Nie tylko finansowym.