Co zostało z Koenigsbergu?

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 12.06.2009 12:17

– 700 lat niemieckiego przebywania przez 60 lat nie zetrzesz – mówi Andrzej Martyniuk, historyk, pokazu-jący, ile Koenigsbergu mieści się w Kaliningradzie.

Co zostało z Koenigsbergu? Emmanuel Kant, który kiedyś tu spacerował, dziś nie schodzi z pomnika. Foto: Henryk Przondziono.

Dzisiejsza nazwa stolicy Obwodu Kaliningradzkiego wzięła się od Michała Kalinina. To członek biura politycznego Stalina, którego nazwisko widnieje pod wyrokiem na polskich oficerach w Katyniu.

Sam patron „goroda” nigdy tu nie był. Nazwy tego portowego ośrodka, leżącego u ujścia Pregoły do Bałtyku, zmieniały się. Najpierw był to Kralavec, bo Krzyżacy w 1255 r. założyli go na cześć króla czeskiego Przemysława Ottokara II. A za czasów panowania Niemców – Koenigsberg, a po polsku – Królewiec. Niektórzy złośliwie powiadają, że dawne władze sowieckie chciały, żeby sądzono, że „od Adama do Poczdama” (konferencji poczdamskiej) nic tu nie było; że dopiero po wojnie zaczęła się tu historia. – Ale stary Koenigsberg wciąż daje o sobie znać – powtarza Martyniuk. Pokazuje nam budowle, które przetrwały, nadając miastu świetność i blask, ale też przedmioty całkiem nieatrakcyjne, lecz cenne. Sam w „Jużnym parku” (Południowym Parku) w zeszłym roku odkopał wystający z ziemi metalowy, prostokątny kubeł na śmieci z 1936.

Kłódki na Miodowym
– Tutaj 9 kwietnia 1944 r. skapitulowały niemieckie wojska – Martyniuk pokazuje wejście do bunkra gen. Lascha, ostatniego komendanta Koenigsberga. Stoimy na wyspie Knipawie niedaleko od wejścia do katedry, w której mieści się dziś sala koncertowa, a w baszcie muzeum Emanuela Kanta. Przed bunkrem wznosił się kiedyś pomnik Kanta – dla wielu symbol miasta.

Zachował się tylko jego postument, bo figura to kopia oryginału z 1861, ukrytego przez Niemców podczas wojny. Za to cudownie przetrwał jego nagrobek z boku świątyni. Ten filozof nigdy nie wyjeżdżał poza Prusy Wschodnie, a każdy jego dzień niczym nie różnił się od poprzedniego. Znajomi żartowali, że według pana Kanta można było regulować zegarki. Dziś można je regulować według zegara na katedrze.

– Sterowany ze sputnika – tłumaczy Martyniuk. Za to pomnik Schillera, stojący przed teatrem, przetrwał podobno dlatego, że jakiś rosyjski oficer napisał pod nim: „Nie strzelać, bo to wielki, niemiecki poeta”. Z katedry, której budowę rozpoczęto w 1333 r. i prowadzono przez 50 lat, zostały po wojnie postrzępione mury. Ogromne, niestandardowe cegły z zabudowań na wyspie wywieziono do odbudowy m.in. Smoleńska i Mińska. Przed wojną na Knipawie było 12 ulic. Dziś przetrwała jedna – Kanta. Prowadzi na nią most Miodowy, na którego balustradach nowożeńcy, według nowej tradycji, zamykają przyniesione kłódki. Klucz wrzucają do rzeki. Ma to zapewnić im szczęście w miłości.
 

Chłopcy z Wilhelmstrasse
Wszystko zaczyna się od wirtualnej podróży w przeszłość – filmowej animacji przygotowanej z archiwalnych zdjęć z widokami miasta z początku XX w. Siedzimy na jednej z królewieckich ulic. Na ekranie chłopcy biegają po Wilhelmstrasse w krótkich spodenkach i koszulach z marynarskim kołnierzem w biało-granatowe paski. Kilku ustawiło się do zdjęcia, a z boku nauczyciel patrzy spod ronda białego kapelusza. Kobiety i mężczyźni spacerują po ulicy Kopernika.

Jakaś dama w jasnej sukni zatrzymała się nieopodal restauracji „Kaselowski”. Zachowaną do dziś ulicę Orzechową zalewa strumień słońca. Nasz przewodnik wciąż po swojemu odkrywa Królewiec. Miesiąc temu, kiedy do muzeum doprowadzano rury kanalizacyjne, instalując toalety, znalazł z kolegami XVIII-wieczną fajkę. – Kiedy w mieście gdzieś pracują buldożery, to możesz mieć pewność, że znajdziesz tam pruskie monety – opowiada.

Na muzealnej ekspozycji można podziwiać różności z minionej, ale i naszej epoki. Bo, jak się okazuje, wiele znanych dziś firm prosperowało dobrze przed wojną. Na półkach leżą maggi w butelkach i kostkach, kremy i pasty Nivei, butelki po coca-coli i fancie, reklamy wyrobów „Persil”. Są przepisy na królewieckie przysmaki – słynne marcepany, ale też flaczki i gofry. Warto zobaczyć maszyny do szycia marki „Singer”, oprócz Niemiec produkowane w Moskwie i Petersburgu. Jest też hit sprzed 500 lat – na niewysuszonych cegłach, wytwarzanych jeszcze przez Zakon Krzyżacki, odbiły się łapki przebiegających przez nie kota i psa.

Pociągi nad Bałtyk
Koenigsbergu trzeba szukać wśród nowych budowli zburzonego w czasie wojny miasta. Stary, zbudowany w centrum dworzec, stojący niedaleko placu Pobiedy (Zwycięstwa) i soboru Chrystusa Zbawiciela, wzniesiono w 1930 dla potrzeb mieszkańców wyjeżdżających do nadmorskich kurortów. Teraz też kursują stąd pociągi na wybrzeże Bałtyku, tyle że aktualny budynek dworca cofnięto w głąb, za dawny, reprezentacyjny gmach.

Obok wznosi się dawna siedziba gestapo. Nieco dalej przed sądem stoją dwa walczące żubry, na których przed wojną ćwiczyli mięśnie studenci, podnosząc i opuszczając się na rękach. – To rzeźba Augusta Gaula wykonana w 1911 dla Berlina, ale przekazana Królewcowi – opowiada Martyniuk.

Brama Rozgarten to kolejne wrota prowadzące do Koenigsbergu. Wzniesiona w angielskim stylu dynastii Tudorów.
Na zdobiącej ją baszcie Dohna, wybudowanej w XIX w., gdzie dziś mieści się muzeum bursztynu, wywieszono pierwszą czerwoną flagę na znak zdobycia miasta przez Rosjan. Bliźniacza do niej jest baszta Wrangler, przed którą rozciąga się targowisko ze starociami. Po drugiej stronie ulicy zaczyna się raj dla kupujących – stragany z rybami, mięsem, jarzynami i ubraniami.

Pogoda na 15 minut
Na uwagę tropiących Królewską Górę zasługuje wciśnięty w nurt Pregoły budynek dawnej giełdy handlowej z 1877 r. – Tu kupcy z Rosji i Europy dobijali targu – opowiada Martyniuk. – Rosjanie proponowali futra, len, towary rolnicze, a ci z Zachodu artykuły przemysłowe. Giełda stoi na palach oblanych miedzią i mimo upływu czasu jej fundamenty nie uległy korozji. W świat dawnej epoki przenosimy się w starej dzielnicy Amalienau. Przy ulicy Kutuzowa nie znajdziesz dwóch podobnych do siebie ekskluzywnych willi. Tylko dziurawe drogi przypominają, w jakich jesteśmy czasach. Nie przez przypadek przyjeżdżający tu turyści z Niemiec powiadają, że w Rosji nie ma dróg, tylko kierunki. Jeszcze 20 lat temu w mieście było więcej wojskowych niż mieszkańców. Dziś coraz więcej tu turystów z Niemiec, ale i Polski.

Niektórzy żartują, że Kaliningrad spełnia zachcianki mieszkańców. – Kiedy nie odpowiada ci panująca tu pogoda, poczekaj 15 minut, a na pewno się zmieni – śmieją się. Można by to sparafrazować – jeśli nie odpowiada ci Koenigsberg, zawsze możesz przenieść się w dzisiejsze czasy i wstąpić do herbaciarni przy ul. Czerniachowskiego. Najlepiej jednak połączyć obie historie.