Lofty jak szklane domy

Marcin Wójcik, zdjęcia Józef Wolny

publikacja 07.12.2009 12:58

Jedyna w Europie zachowana w całości osada fabryczna z XIX wieku zmienia swoje oblicze. Żyrardów z jednej strony pięknieje, z drugiej - straszy.

Lofty jak szklane domy – Lofty zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz mają wiele elementów, które nawiązują do fabrycznego wystroju

Wieść niesie, że na Nowym Świecie w Żyrardowie mieszkania kupili Kuba Wojewódzki i Daniel Olbrychski, ale nie wiadomo, ile w tym prawdy. Faktem jest, że na Nowy Świat przyjdą nowi ludzie, zupełnie niezwiązani z byłą fabryką lnu, gdzie powstają ekskluzywne mieszkania typu loft. To głównie artyści, scenarzyści, aktorzy, ludzie reprezentujący tak zwane wolne zawody. Niewielką grupę stanowią mieszkańcy Żyrardowa.

Carski obrus
Zakłady Lniarskie w Żyrardowie powstały w 1829 r. i do wybuchu I wojny światowej były największym producentem lnu w Europie. W roku 1900 zostały wyróżnione za swoje wyroby na Wystawie Światowej w Paryżu, zdobywając grand prix. Lniane obrusy z Żyrardowa zamawiał sam car Rosji. Fabrykę wybudowano we wsi Ruda Guzowska, gdzie do pracy zjechali głównie obywatele Królestwa Polskiego, ale nie tylko. Wokół fabryki, na obszarze ponad 70 hektarów, wybudowano ceglane domy dla robotników, zwane „czerwoniakami”, oraz lokale usługowe. Mała wioska szybko zmieniła się w spore miasto i Rudę Guzowską przechrzczono na Żyrardów – od nazwiska Filipa de Girarda, pierwszego kierownika technicznego w fabryce i wynalazcy maszyny do mechanicznego przędzenia lnu.

Produkcja w Żyrardowie trwała z drobnymi przerwami do końca lat 90. XX wieku. Obecnie lniarską tradycję – w bardzo okrojonej skali – kontynuuje Fabryka Wyrobów Lnianych, która mieści się w jednym z budynków po dawnych zakładach. W pozostałych budynkach powstają nowoczesne lofty, a w wielu „czerwoniakach” czas stanął w miejscu.

Zapach elity
Określenie „czerwony Żyrardów” to chyba jedyny przypadek w Polsce, kiedy nie chodzi o barwy polityczne, ale architektoniczne. Zarówno fabryka, jak i kamieniczki wykonane są z najlepszej cegły i zostały wpisane na listę zabytków. Jeszcze kilka lat temu „nocne oddziały” rozbierały fabrykę i wywoziły cegłę – albo na handel, albo na prywatny użytek. Złodziei było tak dużo, że nikt szczególnie nie zwracał na to uwagi. Złomiarze wynieśli także konstrukcje metalowe i wzięli się za dach, co w końcu zmobilizowało syndyka do zatrudnienia ochrony. Ale tak naprawdę rozniesieniu fabryki we wszystkie strony świata zapobiegł dopiero prywatny inwestor.
 



W wielu „czerwoniakach” czas stanął w miejscu...
Dwie spółki developerskie podzieliły się tym, co zostało najwartościowszego po Zakładach Lniarskich: Green Development kupił Nową Przędzalnię, a – trochę mniejszą starą przędzalnię spółka o takiej samej nazwie – „Stara Przędzalnia”. W Nowej Przędzalni w przyszłym roku zostanie oddanych do użytku około 200 loftów o powierzchni od 30 do 120 mkw. Cena za metr to około 6,5 tys. zł. Na dachu zostanie dobudowanych 30 penthouse’ów – najbardziej luksusowych apartamentów, połączonych z tarasami, z których przy dobrej pogodzie będzie widać Warszawę.

„Stara Przędzalnia” proponuje 80 mieszkań o powierzchni od 42 do 109 mkw. Do dyspozycji mieszkańców oddany będzie także pasaż handlowo-usługowy, a w nim restauracja, bank, spa, kino, Empik, fitness, hotel z salą koncertową, przedszkole. Pod loftami w Nowej Przędzalni zostanie urządzona Galeria de Girarda z szyldami markowych sklepów i restauracjami. Już dziś obok loftów na ul. Nowy Świat funkcjonuje „Szpularnia” – restauracja z klimatem, zrobiona w jednym z budynków pofabrycznych. Po łyk kawy i historii ściąga tu żyrardowska elita, a także znudzeni stolicą warszawiacy. Niedaleko restauracji znajduje się kolejne miejsce, gdzie lubią bywać elity. To „Sklep Wokulskiego”, którego właścicielem jest Fabryka Wyrobów Lnianych.

Mieści się w samej fabryce i można w nim kupić m.in. ubrania z lnu dla pani i pana, pościel, obrusy. Aranżacje nakryć stołowych wykonała znana restauratorka Magda Gessler. Sklep nawiązuje wystrojem do XIX wieku, ale wybiegające w wiek XXI ceny szybko sprowadzają klientów na ziemię. Istnieje szansa, że w pobliżu „Wokulskiego” powstanie Centrum Produkcji Filmowej i Telewizyjnej. Jeśli się uda, to do miasteczka filmowego w Żyrardowie codziennie będą zjeżdżać gwiazdy polskiego filmu. Czyżby miał tu powstać nasz krajowy Hollywood? Nawet jeśli nie powstanie, to pewna część Żyrardowa dzięki loftom już i tak zyskała swój smak. Zapach świeżo mielonej kawy i drogich perfum na ulicach przychodzi wraz z elitami.

Domorosłe projektantki
– Zrobiłam w końcu prowizorkę WC w mieszkaniu, ale ciągle mi wybija – mówi Małgorzata z „czerwoniaka”. – Lofty? Daj mi pan spokój, burżujów do miasta nasprowadzali! – denerwuje się.

– W loftach zamieszkają ludzie nowocześni, twórczy – wylicza Robert Dudkiewicz z Green Development. – Wierzymy, że założą w Żyrardowie firmy, dadzą ludziom pracę. Miasto zmieni oblicze na bardziej nowoczesne. Solidny lifting na pewno się przyda. Gruntownego remontu wymagają zarówno „czerwoniaki”, jak i sąsiadujące z nimi kamienice, które nie zostały wpisane na listę zabytków. Ponad 100 lat temu czas się zatrzymał na ulicy Pięknej, Jasnej, Narutowicza i na wielu innych po drugiej stronie fabryki. Ten „Stary Świat” nie nadąża. Mieszkający tam ludzie nie są wymagający i wcale nie marzą o wyszukanej rewitalizacji. Dla nich lofty to to samo, co szklane domy u Żeromskiego czy McDonald’s na Księżycu. – Chciałbym mieć toaletę w mieszkaniu, a nie jeden wychodek na korytarzu, z którego korzysta kilka rodzin – marzy Marek z Pięknej.

Sąsiadka Marka Ela Bininda mogłaby zostać projektantką loftów, bo rozwiązania architektoniczne, które zaprowadziła w swoim mieszkaniu, nie odbiegają od tych z Nowego Świata. Sama zrobiła łazienkę w pokoju gościnnym. W wydzielonym kąciku jest sedes i brodzik. Podczas kąpieli nie można chlapać, bo spróchniałe ściany łapią każdą kroplę wody, a pleśń wytępić to nie lada wyzwanie. Elżbieta w drugim pokoju, chyba jako jedyna w kamienicy, ma piec do centralnego ogrzewania. Pozostali korzystają z tak zwanych „trocinioków” albo z pieców, które rozdawała spółdzielnia.

Ilona Cieślak
z ul. Jasnej również została projektantką – na razie mieszkania, które wynajmuje od miasta. 24-metrowe lokum w kamieniczce na parterze nie jest szczytem jej marzeń. – Moje dzieci nie musiały wychodzić do piaskownicy, bo miały ją w mieszkaniu – mówi Ilona. – Podłoga była tak zrujnowana, że zamiast desek i wylewki był piasek. Podłogę zrobiłam, ale nadal wychodzą chmary prusaków. I tak mam szczęście, na pierwszym piętrze w zeszłym roku grasowały szczury – dodaje. – Rzeczywiście w centrum miasta znajduje się wiele budynków komunalnych, wymagających kapitalnych remontów i modernizacji – mówi prezydent miasta Andrzej Wilk. Zapewnia, że miasto w najbliższych latach wybuduje nowy budynek, w którym zamieszkają najemcy starych czynszówek. Czy to jednak wystarczy? – Staramy się też o dofinansowanie ze środków unijnych dużego projektu, w którego ramach przewidujemy kompleksową rewitalizację dwóch kwartałów mieszkaniowych na terenie zabytkowej osady fabrycznej. Jestem przekonany, że mniej więcej za 5 lat mieszkańcy zauważą poprawę wizerunku mieszkaniowej dzielnicy w centrum miasta – dodaje Wilk.

Marzenia się spełniają
Żyrardowska osada pretenduje do wpisania na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, bo zachowała się niemal w niezmienionym kształcie i nie stała się skansenem, ale wciąż żyją w niej ludzie. – Lofty mają swoją duszę i to one wybierają przyszłych mieszkańców – zauważa na koniec Robert Dudkiewicz. – Dbamy o każdy szczegół i dużo u nas oryginalnych rozwiązań. Na każdym kroku pozostawiamy ślad po fabryce – a to zawór hydrauliczny, wmontowany na ozdobę w ścianę, a to stare drzwi, okute blachą – opowiada. Swoją duszę mają także rozwalające się kamienice przy ul. Pięknej, Jasnej, Kilińskiego oraz czerwone domy na ul. Narutowicza i zdaje się, że one też wybierają przyszłych mieszkańców. Różnica polega na tym, że tym pierwszym spełniają się marzenia o życiu jak u amerykańskich gwiazd, a ci drudzy muszą jeszcze marzyć.