Zmartwychwstanie na ekranie

Edward Kabiesz

GN 13/2018 |

publikacja 29.03.2018 00:00

Nadużyciem w filmie o życiu Jezusa byłoby zakończenie go sceną ukrzyżowania i śmierci. Bez zmartwychwstania.

Haaz Sleiman jako Chrystus w filmie  „Zabić Jezusa”. Kent Eanes /National Geographic Channels Haaz Sleiman jako Chrystus w filmie „Zabić Jezusa”.

Zmartwychwstanie Jezusa stanowi podstawę wiary chrześcijańskiej, jest triumfem dla każdego chrześcijanina. Triumfem nad śmiercią. „Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” – stawia sprawę jasno Paweł Apostoł w 1 Liście do Koryntian.

Problem z wiarą w zmartwychwstanie Jezusa mieli nie tylko zwykli ludzie, ale także Tomasz Apostoł, którego można nazwać patronem niedowiarków. Jednak nie tylko niedowiarków, ale również tych wszystkich, którzy tak jak on pragnęli dotknąć Boga żywego. Ze zmartwychwstaniem miało kłopoty również wielu filmowych twórców.

Wszystkie cztery Ewangelie Nowego Testamentu relacjonują ukrzyżowanie, śmierć i złożenie Chrystusa do grobu, a także to, co działo się po Jego zmartwychwstaniu. Oczywiście każda ekranizacja Biblii, a szerzej – każdego dzieła literackiego, niesie z sobą ryzyko zniekształcenia czy zubożenia jego przesłania. Od początku kina obrazy pasji w filmach o życiu Chrystusa przedstawiane są mniej lub bardziej wiernie, ale zwykle zgodnie z Ewangelią. Wydaje się, że przeniesienie biblijnego zapisu obrazów cierpienia i męki Chrystusa było, jeżeli tak można to nazwać, „łatwiejsze”. Twórcy filmów mogli bazować na opisach znajdujących się w przekazach historycznych. Natomiast zmartwychwstanie było czymś wyjątkowym. Tu można było się oprzeć wyłącznie na opisach znanych z Ewangelii, które pozwalają jednak na znaczną dowolność interpretacji w sferze samego obrazu.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.