publikacja 21.06.2018 00:00
„Gorzkie żniwa” Mendeluka są dopiero drugim filmem fabularnym podejmującym temat Wielkiego Głodu na Ukrainie.
Reżyser „Gorzkich żniw” usiłował pokazać klęskę Wielkiego Głodu poprzez miłosną historię pary bohaterów.
materiały prasowe
Z pewnością film George’a Mendeluka warto obejrzeć ze względu na temat. Hołodomor, czyli Wielki Głód na Ukrainie, do tej pory jakoś nie znalazł szerszego odbicia w filmie fabularnym. W przeciwieństwie do Holokaustu, który stał się tematem wielu obrazów, w tym kilku wybitnych. Powstało natomiast sporo filmów dokumentalnych, ale dokumenty nie mają takiej siły oddziaływania jak dobrze zrealizowana fabuła, która dzisiaj trafia nie tylko do kin, ale dzięki usługom VOD – do milionów widzów na całym świecie.
Dostrzec tragedię
„Gorzkim żniwom” udało się wypełnić właściwie tylko jedną deklarację reżysera złożoną przed realizacją filmu. Zwrócił uwagę szerokiej widowni na tragedię, jaka dotknęła Ukrainę w latach 30. ub. wieku. W sferze artystycznej jednak poniósł porażkę. Mendeluk, do tej pory znany raczej jako twórca dramatów telewizyjnych, chciał pokazać klęskę Wielkiego Głodu przez miłosną historię pary bohaterów, mieszkańców ukraińskiej wioski. Oglądając film, odnosimy wrażenie, że reżyser usiłował pójść śladami „Doktora Żywago” Davida Leana, gdzie rewolucja stanowiła tło, na którym rozgrywa się historia dwojga bohaterów. Filmowi Leana też można wiele zarzucić, jednak dramat bohaterów przykuwa uwagę widza, odwrotnie niż w „Gorzkich żniwach”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.