Wygnaniec z krainy łagodności

Szymon Babuchowski

GN 30/2018 |

publikacja 26.07.2018 00:00

W wierszach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego uderza tęsknota za utraconą arkadią, w której wszystkie żywioły zdawały się jednością. Wojna obróciła świat z dziecięcych marzeń w „czarny pył”.

Wygnaniec z krainy łagodności ANDRZEJ SZYPOWSKI /EAST NEWS

Opasły tom, liczący 632 strony – tak wygląda publikacja zawierająca wiersze zebrane Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że poeta zginął w wieku 23 lat, a swoje utwory (przynajmniej te, których datę powstania umiemy określić) tworzył przez ostatnie sześć i pół roku. Ile jeszcze napisałby, gdyby udało mu się przeżyć powstanie warszawskie? I jakie byłyby to wiersze? Takie pytania cisną się na usta po lekturze najpełniejszego zbioru wierszy Baczyńskiego „Ten czas”.

W krótkim czasie całe życie

Rówieśnik Tadeusza Różewicza, trzy lata zaledwie starszy od Zbigniewa Herberta. A jednak mało kto uświadamia sobie, że byli z tego samego pokolenia. „Pokolenie głupio nazwane pokoleniem Kolumbów – stwierdził kiedyś Herbert. – Chociaż nie jest żadnym odkryciem – i o tym właśnie pisali – banalne odkrycie śmierci, gdy ich dusze pragnęły życia, przygody, Boga i prawdy”.

Ci rówieśnicy Baczyńskiego, Gajcego czy Trzebińskiego, którzy najważniejsze swoje wiersze stworzyli po wojnie, pisali już zupełnie inaczej. Wielu z nich całkowicie porzuciło rytm i rym, nie pozwalali też tak mocno porywać się poetyckiej wizji, tak jakby okaleczenie człowieka wychodzącego z wojny musiało dotknąć także jego języka. „Czy można pisać/ o miłości/ słysząc krzyki/ zamordowanych i pohańbionych” – pytał Różewicz w wierszu „Świadek”. Według słów tego utworu poecie po katastrofie pozostało tylko milczenie „nad białą kartą”.

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.