Od babcinego dropsa

Barbara Gruszka-Zych

GN 37/2018 |

publikacja 13.09.2018 00:00

Dom przy ulicy Rozbrat, jak można się domyślać – w Warszawie, w tomiku „Atropina” Artura Sinkowskiego staje się tyglem do wytapiania słowa, miejscem odprawiania poetyckich guseł.

Adrian Sinkowski "Atropina". Biblioteka Toposu, Sopot 2018 ss. 72 Adrian Sinkowski "Atropina". Biblioteka Toposu, Sopot 2018 ss. 72

Jednym z wierszy otwierających zbiorek jest właśnie „Rozbrat”, przywołujący ulicę, przy której mieszkała Babcia autora.

Babcia, według mnie, powinna być pisana wielką literą, bo w tym tomiku to jej imię własne. Podkreślające, że jest protoplastką nie tylko rodu, ale i wyobraźni Sinkowskiego. Niczym nie ujarzmionej, próbującej ze słów budować surrealistyczne, ale gościnne dla czytelnika pałace.

Opowieść o życiu, którego sens poeta odnajduje właśnie w obecności Babci, zaczyna się od przypomnienia chwili, kiedy dostał od niej dropsa o smaku malinowym. To taka proustowska magdalenka, pozwalająca na fantastyczną podróż w czasie. Ten czas jest zarazem przeszły, jak i teraźniejszy, bo w lirycznej narracji poety wszystko się jakoś łączy, odnajduje porozumienie, którego istnienia nie moglibyśmy wcześniej przeczuć.

W kuchni babci „plecie się słowo i ze słowa/ uplata się kałamarz, papier, warkocz, kufer./ Zza stołu sączy się cień: tyle, co wszystko i tyle// samo, co nic” („Rozbrat”).

Piszący wie, że tylko wtedy, kiedy wejdzie w babciny krąg, uda mu się rozwiązać sprawy z żoną, dziećmi, ale przede wszystkim z językiem. Miłość Babci promieniuje na poezję i widać to w każdej linijce.

„Nie byłaś go pewna, smak, tak jak słowa, jest, a za chwilę go nie ma” – pisze Sinkowski w wierszu „Ujazdów”. A my wiemy, że w tym tomiku słowa smakują.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.