Bardzo głośne echo

Wojciech Jędrzejewski OP

GN 41/2018 |

publikacja 11.10.2018 00:00

W takim kraju jak Polska żaden film dotyczący księży nie mógłby przejść bez echa. Nic dziwnego, że „Kler” Wojciecha Smarzowskiego budzi tak ogromne emocje.

Film „Kler” wszedł na ekrany kin. Poprosiliśmy dwóch kapłanów, zakonnego i diecezjalnego, o refleksje po jego premierze. Bartosz Morozowski /kler Film „Kler” wszedł na ekrany kin. Poprosiliśmy dwóch kapłanów, zakonnego i diecezjalnego, o refleksje po jego premierze.

Byłem na seansie między innymi po to, by je poczuć – razem z innymi – na własnej skórze. Wiedziałem, czego się spodziewać, jeśli chodzi o stylistykę: podobnie jak we wcześniejszych filmach – brutalnego uderzenia między oczy złem i ludzką biedą. Jeśli ktoś nie lubi takich wyostrzeń, nie polecam wybierać się do kina.

To film, który w moim odczuciu porusza dwa bolesne tematy. Po pierwsze, jest sprzeciwem wobec wszelkiej arogancji kościelnej władzy, która wielu ludzi złości i boli, dlatego że stoi w rażącej sprzeczności z ewangelicznym wezwaniem do prostoty, służby i oddania życia za nieprzyjaciół. Gdzieś w tle w większości polskich głów i serc tli się przynajmniej płomyk świadomości, że chrześcijaństwo jest religią pokornej miłości. Ani razu podczas filmu nie miałem poczucia, że wątek nadużyć władzy jest jakoś szczególnie przesadzony. Filmowy biskup jest otoczony zalęknionymi klakierami, ludźmi złamanymi strachem lub cynicznymi graczami. Osią jego pasterskiej troski jest wznoszenie prestiżowego dlań sanktuarium. Budowa ta i jej planowane uroczyste zakończenie stają się symbolem wybujałej władzy i próżności wciągających świat biznesu, polityki aż po najwyższe szczeble.

Dostępne jest 44% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.