Po jasnej stronie ulicy

GN 41/2018 |

publikacja 11.10.2018 00:00

O szczęściu, którego się boimy, cudzie, o którym nie można nie mówić, i nadziei, która zwycięża mroki, opowiada Stanisława Celińska.

Po jasnej stronie ulicy Roman Koszowski /Foto Gość

Szymon Babuchowski: W książeczce dołączonej do Pani najnowszej płyty zatytułowanej „Malinowa…” cytuje Pani sentencję: „Nie szczędź czasu, aby być szczęśliwym”. Myśli Pani, że to rzeczywiście zależy wyłącznie od nas?

Stanisława Celińska: Może nie wyłącznie, ale jeżeli człowiek bardzo chce i nie boi się być szczęśliwym, to na pewno może temu szczęściu pomóc. Tylko że my najczęściej za wszelką cenę próbujemy nie być szczęśliwi. Zawsze coś przeszkadza. Myślimy: „ojej, jak za bardzo będę szczęśliwy, to zaraz coś się stanie”. Człowiek nie za bardzo wierzy w to, że może być szczęśliwy. A jeżeli uwierzy, że tak może się stać, jeżeli to szczęście w sobie w jakiś sposób gromadzi i chce się nim dzielić – to faktycznie tak się dzieje. Dla niektórych szklanka jest zawsze do połowy pusta i to jest dla nich dramat, a dla innych do połowy pełna – i to jest szczęście.

A czym jest ono dzisiaj dla Pani?

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.