Pieczęć

GN 42/2018 |

publikacja 18.10.2018 00:00

Dzięki Bogu kilka razy uniknęłam śmierci – opowiada Antonina Krzysztoń.

Pieczęć Józef Wolny /foto gość

Marcin Jakimowicz: Miewałaś chwile, że patrzyłaś w lustro i czułaś, że jesteś ostatnią osobą, którą On może kochać?

Antonina Krzysztoń: Nie. Od kiedy pamiętam, czuję się otoczona opieką. Wyrastałam w domu, w którym nie mówiło się o Bogu, ale zawsze miałam poczucie tego, że jestem chroniona. Był nade mną parasol…

A chwile, gdy wołałaś do nieba, a odpowiadało Ci echo?

Oczywiście. To naturalne doświadczenie. Wiem, że ono jest „po coś”. Co trzeba zrobić? Przeczekać. Nie szarpać się. Staram się wówczas zachować spokój, wytrwać. Chodzę na Msze, modlę się, czekam. Zwykły plan zajęć. Po takim czasie inkubacji zawsze przychodzi coś nowego, ważnego. Czasem po prostu uświadamiam sobie, że muszę coś zmienić w sobie, w swym postępowaniu. Działam tak jednak dopiero od drugiego nawrócenia – bo przeżyłam dwa mocne nawrócenia.

To był jednorazowy impuls czy długi proces?

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.