Śledztwo przeciwko sobie

GN 5/2019 |

publikacja 31.01.2019 13:22

Tytułowe Ucho Igielne, to wyłom w murze w Sandomierzu. Zatem nie Biblia, nic z przypowieści Jezusa. Ale czy na pewno?

Wiesław Myśliwski "Ucho Igielne". Znak, Kraków 2018ss. 448 Wiesław Myśliwski "Ucho Igielne". Znak, Kraków 2018ss. 448

Za każdym razem, gdy bohater przekracza bramę, jest mowa o zielonej łące. Wiemy, co widać za bramą, nie sposób jednak jednoznacznie określić, kto przez nią przechodzi. Bohater pojawia się w trzech odsłonach – jako starszy mężczyzna, chłopiec oraz młodzieniec. Jednocześnie czas zdaje się falować, a kontury zacierać: bohater raz jest dzieckiem, raz starcem. Dlaczego tak uporczywie powraca do Ucha Igielnego? Bo wtedy spotkał ją – kobietę i pierwszą wielką miłość.

„Ucho Igielne” Wiesława Myśliwskiego stawia czytelnikowi duże wymagania. Bohater się zmienia, przeszłość wdziera się do teraźniejszości i umyka przed przyszłością. Całość rozpoczyna się od śledztwa i przypadkowej śmierci. Gdy zastanawiam się, o czym jest powieść Myśliwskiego, jedyny spójny obraz, który mi się nasuwa, to Polska. Polska wojenna, ze swoim strachem i pełzającą niepewnością dziś i jutra. To również czas powojenny, z opisem biedy, powolnego wdrapywania się po szczeblach kariery. I Polski najnowszej, gdy zaszło się znacznie dalej niż rodzice, gdy ma się niemal wszystko, a wciąż czegoś brak.

Wieś, miasto i meandry pamięci – tak można streścić niemal każdą z powieści Wiesława Myśliwskiego. Ta jest jednak inna. Czytelnik odnosi wrażenie, że autorowi udało się zamknąć w książce jakąś specyficznie polską nostalgię ze swoją cierpką ironią, z ułańską fantazją, z wyczuleniem na cudowność wkraczającą w codzienność. Myśliwski to również autor, któremu udaje się zawrzeć życiową mądrość w zdaniach prostych, wobec których trudno przejść obojętnie.

„Ucho Igielne” przypomina mi ignacjański rachunek sumienia, gdzie należy zdać sprawę z tego, co wydarzyło się w ciągu dnia. Wiesław Myśliwski swoją powieścią dokonuje podsumowania polskiego losu – trochę cierpkiego, a trochę śmiesznego.

Marcin Cielecki

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.