publikacja 21.02.2019 00:15
Piosenka filmowa rodziła się u kresu kina niemego. 90 lat później, w dobie technologii 3D, po Oscara bez dobrej melodii ani rusz.
Bradley Cooper i Lady Gaga tworzą duet w muzycznym melodramacie „Narodziny gwiazdy”.
materiały dystrybutora
Gdy dziś Adele wykonuje refren „Skyfall”, przed oczami słuchacza ląduje agent 007 i swoim słynnym gestem poprawia mankiet koszuli. Nie potrzeba ekranu, by zobaczyć też pląsy Emmy Stone i Ryana Goslinga na tle nocnego nieba. Wystarczy piosenka z „La La Land”. Z kolei nazwisko Billa Medleya powie niewiele. Lecz to jego głos wyniósł do rangi kultowych taneczną scenę z „Dirty Dancing”. Dobre melodie zapadają w pamięć na długo. I pomagają zapamiętać dobre filmy.
Adele - skyfall - Live at The Academy Awards (Oscar) 2013, [HQ]
deDivas100
Mamusia bez Oscara
Romans piosenki z filmowym obrazem trwa od ponad 90 lat. W niemym kinie przełomu dokonał „Śpiewak jazzbandu” ustami Ala Jolsona. Jesienią 1927 r. urodzony w litewskich Średnikach gwiazdor amerykańskiej estrady zapowiada na ekranie piosenkę. Przyzwyczajona do tabliczek z dialogami publiczność zamiera, gdy głos aktora przebija się przez ekran i wpada na salę. I wreszcie w finale Jolson śpiewa „My Mammy” („Moja mamusia”). Pierwszy przebój w historii kina. Serca przedwojennych widzów z pewnością biły szybciej niż serca współczesnych kinomanów podczas debiutu technologii 3D.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.