Opisz język dzięcioła

Edward Kabiesz

GN 21/2019 |

publikacja 23.05.2019 00:00

Leonardo da Vinci nie przyjmował zleceń, które go nie interesowały. Malował to, na co miał ochotę. Wystarczyło, żeby przejść do historii.

W katalogu wystawy zorganizowanej w Luwrze z okazji renowacji „Świętej Anny Samotrzeciej” obraz nazwano „największym arcydziełem Da Vinci”. A przecież muzeum ma w swoich zbiorach również „Mona Lizę”. wikimedia W katalogu wystawy zorganizowanej w Luwrze z okazji renowacji „Świętej Anny Samotrzeciej” obraz nazwano „największym arcydziełem Da Vinci”. A przecież muzeum ma w swoich zbiorach również „Mona Lizę”.

Początek lat 80. XV wieku. Leonardo da Vinci stara się o posadę na dworze księcia Ludwika Sforzy. Nie jest to dla niego sprawa łatwa, mimo że jest już wówczas znanym artystą i konstruktorem. Konkurentów ma wielu, bo pobyt na dworze i praca dla władcy Mediolanu zapewniały stabilizację, znaczne dochody i możliwość realizacji swoich pomysłów. Sforza poszukiwał wtedy budowniczych przydatnych w czasie wojny.

Mogę się równać z każdym mistrzem

Leonardo napisał, podobnie jak robi się to dzisiaj, list motywacyjny do pracodawcy. Wymienił w nim swoje liczne umiejętności, a przede wszystkim te związane z konstrukcją różnych fortec i machin wojennych. „Stworzę także pancerne pojazdy, bezpieczne i nie do zdobycia, które zdolne będą penetrować siły wroga. Za wynalazkiem tym bezpiecznie i bez przeszkód maszerować może piechota” – czytamy w zachowanym do dziś dokumencie. W przedostatnim punkcie swego podania informuje Sforzę, że w czasach pokoju może projektować i budować domy prywatne oraz obiekty publiczne. „Potrafię także rzeźbić w marmurze, brązie i glinie. Jeśli zaś chodzi o malarstwo, mogę się równać z każdym mistrzem” – dodaje skromnie na samym końcu. Nie wiemy, jak książę zareagował na list Leonarda, ale dekadę później zlecił mu namalowanie „Ostatniej wieczerzy”.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.