GOSC.PL |
publikacja 08.06.2010 10:39
- Najgorsze jest to, że nikt nie podzielił moich emocji. Amerykanie oschle stwierdzili: »Belgia nie jest religijnym krajem«, Węgrzy w ogóle nie wiedzieli, że dziś Środa Popielcowa, Belgowie mieli w nosie to, co ja mówię – pisze w swoim pamiętniku Michał, student UWM w Olsztynie, przebywający w Belgii.
Warmia i Mazury przyciągają pięknem natury wielu turystów z całego świata. Jednocześnie, ze względu na dużą stopę bezrobocia, liczni mieszkańcy tych terenów wyjeżdżają w obce kraje, aby szukać lepszych warunków życia lub zdobywać wiedzę. Wpisuje się to w ogólnopolski trend emigracyjny, co widać w danych statystycznych - ponad 2 miliony Polaków przebywały poza granicami kraju w 2008 r. Uwolnienie się od kontroli rodziców i środowiska, poczucie nieograniczonej wolności, zderzenie z wielokulturowością - to wszystko wpływa także na religijność emigrantów. Osoby o powierzchownej i niepogłębionej wierze szybko rezygnują ze swojej tożsamości religijnej i ulegają wpływom innych, silniejszych argumentacji i mody.
Zmartwienia rodziców
– Jestem matką dwojga dorosłych dzieci i każde z nich postawiło mnie w trudnej sytuacji – mówi Elżbieta z podolsztyńskiej miejscowości. – Na przykład moja córka, która mieszka obecnie w Wielkiej Brytanii, ma narzeczonego Anglika i w lipcu weźmie z nim ślub... w Kościele anglikańskim. Uświadomiłam ją o możliwości uzyskania na tę okoliczność dyspensy, ale – jak wynika z naszych rozmów – odwleka starania. Ostatnio poinformowała mnie, że podczas uroczystości zaślubin wszyscy obecni w kościele przyjmują Komunię św.
Elżbieta przeżywa tę sytuację i próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, gdzie są granice życia religijnego, których nie można przekraczać. Marek Nowak, który mieszkał kilka lat w Niemczech, doświadczył sytuacji, o której nie potrafi opowiadać bez emocji. Pewnego roku posłał swojego młodszego syna na spotkania przygotowujące do I Komunii św. Odbywały się one w niemieckiej parafii.
– Z wielkim zaskoczeniem i oburzeniem przyjęliśmy propozycję tamtejszego księdza, aby pierwsza spowiedź dziecka odbyła się przed ojcem, to znaczy przede mną – wspomina dawne wydarzenie. – Na szczęście my, Polacy, byliśmy wtedy większością i udało się nam odrzucić ten pomysł. Oczywiście wytknięto nam polski konserwatyzm i zamknięcie.
Po co ja to robię
Trudności, które napotykają przebywający na obczyźnie, wypływają także z faktu, że społeczeństwa zachodnie są mocno zsekularyzowane. Dotyczy to zarówno świeckich katolików, jak i duchownych. Specyfika czy też jednoznaczność polskiego katolicyzmu staje często w kontraście z „lekką wersją” świadomości i życia religijnego. Dla wielu młodych Warmiaków i Mazurów, którzy wywędrowali za chlebem lub za wiedzą, jest to próba wiary.
Michał Ptak, student Wydziału Teologii UWM w Olsztynie, przebywa obecnie w Lueven, gdzie uczestniczy – w ramach programu Erasmus – w zajęciach z zakresu teologii. Do swoich przyjaciół i znajomych w Polsce przysyła listy w formie pamiętnika. Jeden z nich opisuje zaskoczenie, jakie przeżył w Środę Popielcową:
„Kościół katolicki umiera. Przeżyłem dziś coś okropnego! Rano nie mogłem pojawić się na Mszy św. w American College, postanowiłem, że pójdę wieczorem. Dla bezpieczeństwa wybrałem godzinę 17. 30 – okazało się, że o tej porze nie ma nigdzie Mszy św., nigdzie w całym Leuven! Główny kościół jest zamknięty na cztery spusty. Zacząłem więc chodzić od kościoła do kościoła, szukając... W akcie desperacji zaszedłem do św. Damiana i okazało się, że Msza św. jest w krypcie przy grobie świętego. Na Eucharystii w Środę Popielcową było 17 starych osób (z całym szacunkiem dla wszystkich wiekowych ludzi) i ja... Przez pierwsze 15 minut siedziałem w szoku, przez następne 15 próbowałem uczestniczyć. Ostatecznie wyszedłem podłamany kondycją Kościoła na Zachodzie. Najgorsze jest to, że nikt nie podzielił w akademiku moich emocji.
Amerykanie oschle stwierdzili: »Belgia nie jest religijnym krajem«, Węgrzy w ogóle nie wiedzieli, że dziś Środa Popielcowa, Belgowie mieli w nosie to, co ja mówię. Przyznam, że nie mogę znaleźć sobie miejsca w pokoju.
Całe szczęście dziś wieczorem w Pangei (organizacji studenckiej) jest wieczór filmów bałkańskich, na który się wybieram. I jestem trochę społecznym odłamem, bo mój rocznik zorganizował pizza-party, a ja dyskretnie odmówiłem i powiedziałem: »I don't want to eat today«. Chyba nie do końca wiedzą, po co ja to robię i dla Kogo!”. Właśnie do takich ludzi został posłany ks. Mariusz Dąbrowski, kapłan warmiński, który od kilku lat pracuje wśród Polaków w Belfaście. Jest wikariuszem w irlandzkiej paraf i pw. św. Jana Ewangelisty i jednocześnie duszpasterzem Polonii.
– Nasza praca polegała na początku na budowaniu podstawowych struktur – wspomina ks. Mariusz. – Wokół Eucharystii gromadziła się pewna liczba osób związanych z Kościołem. Procentowo uczestnictwo Polaków nie jest duże – w niedzielnych Mszach św. uczestniczy około 20 proc. rodaków przebywających w Belfaście. Część zrezygnowała z praktyk religijnych. W tej chwili istnieje szkółka sobotnia, do której uczęszcza około 160 dzieci. Uczymy w niej języka polskiego i katechizmu. Dużą popularnością cieszą się kursy przedmałżeńskie – opowiada warmiński kapłan na emigracji.
Poza grupą związaną z duszpasterstwem nie jest najlepiej. Ks. Mariusz wymienia pułapki, w które wpadają przebywający w Irlandii rodacy. – Schemat jest prosty. Utrzymanie religijności związane jest z kulturą środowiskową. Im bardziej wiara pogłębiona, tym łatwiej przy niej wytrwać i ją obronić. Gdy jest wiarą narzuconą i niepogłębioną, szybko dochodzi do obojętności religijnej. Wtedy pojawiają się także zjawiska negatywne: alkoholizm, narkomania, zdrada – tłumaczy kapłan.
Ksiądz Dąbrowski zwraca uwagę na dwa szczególnie dramatyczne zjawiska. – W czasie mojego pobytu w Belfaście zdarzyło się około 15 samobójstw - mówi ze smutkiem. Byli to najczęściej mężczyźni w średnim wieku. Kiedy ojciec rodziny tu przyjeżdża, żyje w presji sprostania finansowym wymaganiom rodziny i własnym ambicjom. Bliscy chcą, aby przysyłał im jak najwięcej pieniędzy. Nie zawsze jest to łatwe do osiągnięcia. Wtedy pojawiają się depresje.
W opinii przebywających na emigracji ważne jest poczucie wspólnoty, której Polakom w życiu codziennym najczęściej brakuje. Takie zadanie stawia sobie duszpasterstwo polonijne, ale powinni o tym także pamiętać ci, którzy zostali w kraju. Więzi z najbliższymi i czas przebywania z nimi jest ważniejszy od... euro, dolara i funta.
Jak mówi ksiądz Lucjan Świto: -Warmiacy wyjeżdżający do obcych krajów powinni pamiętać o kilku podstawowych zasadach życia religijnego: osoby przebywające na obczyźnie przynależą do parafii miejsca zamieszkania. Chodzi o zamieszkanie stałe, gdy ktoś zamierza mieszkać na sposób stały lub faktycznie mieszka przez 5 lat, oraz zamieszkanie czasowe, czyli takie, kiedy ktoś ma zamiar mieszkać przynajmniej 3 miesiące lub faktycznie mieszka 3 miesiące. Wtedy przynależy się do parafii tamtejszej. zasady przyjmowania sakramentów w Kościele katolickim są takie same na całym świecie. W niektórych krajach dopuszcza się przyjmowanie komunii św. na rękę, ale jest to zawsze możliwość, a nie konieczność. najważniejsze jednak jest to, że obowiązuje spowiedź indywidualna. Nabożeństwa z rozgrzeszeniem ogólnym (wielu osób) mogą odbyć się tylko w dwóch przypadkach: a) w niebezpieczeństwie śmierci, b) gdy nie ma odpowiedniej liczby kapłanów. Jednak zawsze z zaznaczeniem, że należy się wyspowiadać indywidualnie (spowiedź uszna), gdy będzie taka możliwość.
Kościół generalnie odradza zawieranie ślubów z osobami innej wiary i innego wyznania. jednak jeśli ktoś ma taki zamiar, należy uzyskać odpowiednie dyspensy. Jest to bowiem przeszkoda rozrywająca. Bez pozwolenia biskupa małżeństwo jest nieważne. Należy także sprawdzić, czy partner jest stanu wolnego, to bardzo ważne. Istotna jest także deklaracja strony katolickiej, że zachowa swoją wiarę i wychowa w niej potomstwo. Strona niekatolicka składa deklarację, że nie będzie w tym przeszkadzać.