Pop z TV

Sony Music/pd

publikacja 10.06.2010 09:01

Odważne popowe płyty, głębokie, kompletne i pełne radości, nie rosną na drzewach. Takim albumem jest tymczasem "We Are Born", najnowsze, czwarte solowe dzieło urodzonej w Australii Sii.

Pop z TV SIA - We Are Born, Sony Music 2010

- Próbowałam nagrać taki album od czasu "Colour the Small One" (2004) - wyjaśnia artystka. - Nie mogłam jednak. Poprzednia wytwórnia wokalistki, nie pozwalał jej na wydawanie czegoś innego, niż spokojnych, stonowanych płyt. - Kiedy zadawałam się z hiphopowcami, stworzyłam "Healing Is Difficult" w 2000 roku. Potem z Zero 7 -  "Colour the Small One". W 2008 roku nagrałam "Some People Have Real Problems", bo byłam artystką od dowtempo. Tymczasem "We Are Born" powstało, kiedy przebywałam sama ze sobą.

Kiedy poznać ją bliżej, trudno uwierzyć, że nagrywała dotąd delikatne, melancholijne płyty, gdyż jest pełna energii i nieustannie roześmiana. - Jestem dzieckiem telewizji - wyjaśnia. - Wszystko, co magiczne i z happy-endem od razu mnie zachwyca. - Kocham telewizję ponad wszystko. No, poza moimi psami - dodaje. - Mam dwa i są najlepszymi przyjaciółmi.

- W zasadzie nie słucham muzyki - ciągnie artystka. - Bardziej trafiają do mnie wizualne przekazy. Telewizja, także filmy. Lubię również rysować. Robię to jednak dla zabawy. Najczęściej lakierem do paznokci po szkle. Mogę godzinami siedzieć, rysować linie i różne esy-floresy. Wiele osób zajmujących się muzyką poświęca jej mnóstwo czasu. Sięgają po gitarę i grają godzinami. Ja śpiewam pod prysznicem. Nigdy nie zdarza mi się pisać, bo mam wenę. Piszę, kiedy mam wyznaczony termin.

siavideos Sia - You've Changed (Full-length video)

Wokalistka nie boi się mówić o tym wprost. Nie zamierza nikogo mamić i oszukiwać. - Tak właśnie robię, piszę na akord - tłumaczy. - Cała ta mistyczna otoczka, którą niektórzy artyści wokół siebie tworzą to jakaś bzdura. Coś takiego nie istnieje.

Metodycznie artystka podchodzi także do śpiewania. Popis jej możliwości doskonale słychać na albumie "We Are Born", kiedy z łatwością operuje sopranem w "The Fight", koi głosem w "Clap Your Hands", pokazuje jego siłę w "You’ve Changed" czy znakomitej interpretacji "Oh Father" z repertuaru Madonny. Tymczasem w studiu wszystko odbywa się według prostego sprawdzonego przepisu.

- Śpiewam piosenkę 5 razy. Gramy ją później też 5 razy - wyjaśnia. - Potem wybieramy najlepszą wersję. Lubię pracować w ten sposób. Lubię bowiem pracować z zespołem. Wtedy pojawiają się wszystkie ozdobniki, a utwór, który pierwotnie był na głos i gitarę nabiera barw.

Laboratoryjnych metod nie da się jednak zastosować w czasie koncertów. - Czasem tam jestem, a czasem nie - wyjawi bez skrupułów Sia. - Potrafię się skupić na tym, co się dzieje, ale czasem rozmyślam o praniu. Albo, że zapomniałam odpisać do fana, że wpisałam go na listę gości. Mogę wtedy myśleć o czymkolwiek, a i tak pamiętam piosenki i słowa.

Pisanie na akord, a nie czekania na inspirację przydaje się Sii do tworzenia piosenek na zamówienie. Ostatnio pisała utwory dla Christiny Aguilery.  - Dla mnie pisanie polega na tym, by zrobić to dobrze i później zaśpiewać - wyjaśnia wokalistka. - Kiedy się uda, to wspaniałe uczucie. Czujesz przypływ endorfin. Kiedy się jednak nie udaje, nie jest tak przyjemnie. Wtedy pojawia się światełko i alarm "Uwaga! uwag! zła piosenka!".

- Szybko piszę - dodała gwiazda. - Potrafię napisać utwór w 2 godziny. Nie mówię, że jestem w tym dobra, ale potrafię robić to szybko i odsiać dobre numery od złych. Wydaje mi się, że właśnie dlatego mam ostatnio wzięcie jako autorka piosenek. Jestem płodna. Myślę, że to mój wielki dar. Potrafię naprawdę szybko pisać zgrabne melodie. Niektóre będą na pewno dobre, ale chodzi o to, że przy mnie masz gwarancję, że dostaniesz solidną porcję materiału, z którego masz co wybierać.

Jeśli chodzi o treści utworów. Sia początkowo myślał, że dramatyczne teksty są zupełnie fikcyjne, ale z czasem zdała sobie sprawę, że są autobiograficzne. - Za każdym razem, kiedy płyta wychodzi zastanawiam się "O czym jest ta piosenka?" - zastanawia się wokalistka. - Myślę wtedy, sobie, to jakaś wymyślona historyjka, a po latach odkrywam, że się okłamywałam. To historia, która przydarzyła się mnie.

Artystka nie przykłada jednak aż takiej wagi do słów, chociaż przechodziła swoistą fazę literacką. - W muzyce tak naprawdę chodzi o opakowanie - tłumaczy. - Kiedyś czytałam jednak sporo. Uwielbiałam opowiadania w "Reader"s Digest". Czytałam je u dziadków, gdy dorastałam. To były krótkie dwustronicowe historyjki, romanse które trzeba było zamknąć w malutkiej przestrzeni. Przechłodziłam więc etap opowiadania historii.

Od acid-jazzu przez downtempo po międzynarodowy pop. Od Kate Moss na liście gości, przez Hollywood i soundtracki. Sia to kobieta, która przechodzi przez fazy, które są jednocześnie bardzo artystyczne, ale i z komercyjnym potencjałem. Koleją z nich, stanowiącą mieszankę wszystkiego, co robiła dotąd, poznamy na "We Are Born". 

- Moje poprzednie nagrania były jak najbardziej szczere - zapewnia Australijka. - Wiele dla mnie znaczyły. Odzwierciedlały czasy, w których je tworzyła. Zawsze staram się być jednak spontaniczna, pozwalać rzeczom toczyć się ich własnym torem. Nie kontroluję niczego.