Cienie wojny

GN 29/2019 |

publikacja 18.07.2019 00:00

O nietypowej metodzie pracy nad filmem „Cienie imperium” opowiada jego autor Karol Starnawski.

Cienie wojny materiały prasowe festiwalu „wiosna filmów”

EDWARD KABIESZ: „Cienie imperium” to właściwie trzy opowieści, które łączy wspólny temat. Skąd wziął się pomysł na taki właśnie film?

KAROL STARNAWSKI: Punktem wyjścia była książka Tomasza Grzywaczewskiego „Granice marzeń”, w której opisywał losy ludzi żyjących w krajach powstałych po upadku ZSRR. Z kolei Dawid Wildstein wzbogacił te historie o swoje doświadczenia i o własnych bohaterów, których poznał na Ukrainie – w Donbasie. Z czasem obaj zaczęli myśleć o tym, by dzieje ludzi opisanych w reportażach pokazać w filmie. Kiedy poznałem losy bohaterów, uznałem, iż są na tyle interesujące, że warto zrealizować ten dokument.

Czyli swoich bohaterów wziął Pan z tych reportaży?

Tak, miałem trochę ułatwione zadanie, bo w Polsce filmy dokumentalne realizuje się najczęściej w inny sposób. Zwykle reżyser sam szuka bohaterów, jeździ na dokumentację i dopiero wtedy zaczyna zdjęcia. Ja byłem już zainspirowany, bo dostałem cały pakiet, jeżeli tak można powiedzieć, i mogłem szybciej przejść do realizacji filmu. Tomek i Dawid odpowiadali na każde moje pytanie dotyczące bohaterów czy ich rodzin.

Jak długo trwały zdjęcia?

Dostępne jest 27% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.