publikacja 19.09.2019 00:00
Film Michała Rosy odkrywa przed widzem mało znane karty z życiorysu Józefa Piłsudskiego.
Jarosław Sosiński /SF Kadr
Borys Szyc stworzył bardzo dobrą kreację jako Józef Piłsudski.
Film „Piłsudski” Michała Rosy jest kameralnym, wyważonym i porządnie nakręconym dramatem historycznym o jednym z polskich bohaterów narodowych. Człowieku, który budził i nadal budzi skrajne emocje i do dzisiaj ma zarówno fanatycznych wielbicieli, jak i przeciwników. Piłsudski w filmie nie jest postacią z pomnika, reżyser starał się pokazać przyszłego naczelnika państwa jako człowieka z krwi i kości, z jego zaletami i przywarami. Bo przecież tych ostatnich też nie brakowało.
Akcja „czterech premierów”
Paradoksem jest, że kinowy film o Piłsudskim powstał dopiero teraz, w 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Wydawałoby się, że osoba tak znana i czczona w okresie II Rzeczypospolitej powinna była zainteresować twórców już wówczas na większą skalę. O ile jednak Marszałek często pojawiał się w filmach dokumentalnych i kręconych na bieżąco kronikach, w filmie fabularnym prawie nie zaistniał. Nie powstał żaden film, w którym byłby postacią pierwszoplanową, widzimy go tylko na drugim planie. W filmie zagranicznym Piłsudski, również jako postać drugoplanowa, pojawiał się tylko w radzieckiej „Armii Konnej” Jefima Dziana z 1941 roku. O dziwo reżyser nie zdemonizował Marszałka, bo przecież Stalin musiał mieć godnego siebie przeciwnika, by wykazać swoją przewagę nad polskim dowódcą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.