W służbie zła

Edward Kabiesz

GN 49/2019 |

publikacja 05.12.2019 00:00

Martin Scorsese, reżyser, który nazywa siebie „upadłym katolikiem”, również w swoim ostatnim filmie wprowadza element religijny.

Joe Pesci jako Russell Bufalino i Robert De Niro jako tytułowy Irlandczyk. Niko Tavernise /Photoshot/pap Joe Pesci jako Russell Bufalino i Robert De Niro jako tytułowy Irlandczyk.

Burza wokół „Irlandczyka” Martina Scorsese zaczęła się jeszcze przed premierą filmu. Dyrekcja festiwalu w Cannes, wierna swoim zasadom, nie zaprasza do udziału w konkursie filmów, które nie miały dystrybucji kinowej we Francji. Już w ubiegłym roku z tego powodu w Cannes nie znalazła się nagrodzona Oscarem meksykańska „Roma” Alfonso Cuaróna, wyprodukowana, podobnie jak „Irlandczyk”, przez Netflixa. Faktem jest, że wśród filmowych produkcji największego do tej pory serwisu VOD niewiele jest naprawdę wartościowych pozycji, ale zdarzają się i takie. Do nich z pewnością należy najnowszy film Scorsese, chociaż arcydziełem nie jest. Początkowo film miał trafić do kin, zostały nawet sprzedane prawa do jego dystrybucji, ale producent wycofał się z projektu, kiedy okazało się, że planowany budżet przekroczył możliwości studia. Wtedy do akcji wkroczył Netflix i sfinansował produkcję, której głównym przeznaczeniem była sieć streamingowa firmy. Natomiast ograniczona, przedpremierowa dystrybucja filmu w kinach USA dała filmowi możliwość ubiegania się o Oscary.

Kolejną burzę wywołały wypowiedzi Martina Scorsese jeszcze przed premierą „Irlandczyka” na temat filmów z tzw. Uniwersum Marvela. Chodzi o filmy produkowane przez Marvel Studio z superbohaterami różnej maści wywodzącymi się z komiksów, także Mar- vela. Te taśmowe superprodukcje przynoszą studiom filmowym i dystrybutorom olbrzymie zyski, więc nic dziwnego, że wypychają z kin bardziej ambitną produkcję. Scorsese porównał filmy Uniwersum Marvela do parku rozrywki. – To nie jest kino – powiedział twórca „Milczenia”. Wtórował mu Francis Ford Coppola, autor „Ojca chrzestnego”. – Kiedy Martin Scorsese mówi, że filmy Marvela nie są kinem, ma rację, ponieważ oczekujemy, że nauczymy się czegoś od kina, oczekujemy, że niesie jakąś wartość, jakieś oświecenie, trochę wiedzy i inspiracji – powiedział reżyser dziennikarzom w czasie ceremonii wręczenia mu Nagrody Lumière za wkład w sztukę filmową i dodał, że „Martin był miły, kiedy powiedział, że to nie kino. Nie powiedział, że to podłe, a ja po prostu mówię, że takie właśnie jest”. Wypowiedzi reżyserów spotkały się z ostrą reakcją reżyserów i gwiazd związanych ze studiem Marvela.

Dostępne jest 36% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.