Przekraczać ten ekran

publikacja 25.08.2010 07:10

Gdybyśmy mieli większą świadomość tego, co się dzieje na linii Eucharystia–kamera–ekran–człowiek, bylibyśmy bardziej powściągliwi w mnożeniu, czasem ponad miarę, transmisji Eucharystii... - z ks. dr. hab. Andrzejem Dragułą rozmawia ks. Tomasz Gierasimczyk.

Przekraczać ten ekran Okko Pyykkö / CC 2.0

Ks. Tomasz Gierasimczyk: Gdy oglądam transmisje Mszy św., czuję się nieswojo…

Ks. Andrzej Draguła: – Pójdę dalej. Ja czuję się nieswojo, gdy oglądam ludzi w intymnych sytu­acjach. Na przykład – przy okazji niedawnych wydarzeń – modlącą się córkę przy trumnach rodziców. Telewizja pozwala nam patrzeć na to, na co zazwyczaj nie patrzy­my, i myślę, że to jest jej największą pułapką.

Ale wracając do Eucharystii, na którą przecież można patrzeć. Czy da się ją tak naprawdę trans­mitować?

– Nie da się. Nie ma takiego medium, które przekazałoby cało­ściowy akt kultu, ponieważ Eucha­rystia w najgłębszej istocie to sakra­mentalne relacje, których nie da się transmitować.

A zatem oglądając Mszę św. w te­lewizji, nie uczestniczymy w niej.

– Na pewno nie w takim samym znaczeniu, jak możemy uczestni­czyć, będąc fizycznie na Eucharystii. Ale trzeba też powiedzieć, że może zachodzić tu to, co teologowie nazy­wają uczestnictwem intencjonalnym, czyli uczestnictwem pragnienia. Ist­nieje przecież chrzest czy Komunia pragnienia. To akt woli, świadomości i miłości, że chcę mieć w tym udział. Ale dla tego aktu telewizja czy radio nie są konieczne.

Ale to nie jest niedorzeczne, jeśli ktoś modli się w rytmie nadawanej w radiu czy telewizji Mszy św.?

– To nie jest niedorzeczne. A nawet może być pomocne, i dla wielu ludzi takie zapewne jest. Tyl­ko należy robić wszystko, żebyśmy nie budowali w sobie świadomości, że uczestniczymy we Mszy św. „dzię­ki” radiu czy telewizji i że to jest coś wystarczającego. Podoba mi się myśl, że telewizja to swego rodzaju „wyzwalacz”. Tak jak kiedyś ten, kto był w polu i usłyszał sygnaturkę, ducho­wo się łączył z odprawianą w koście­le Eucharystią, tak i my łączymy się z rzeczywistością, która jest trans­mitowana, ale nie jest tym obrazem na ekranie. Bo ten obraz to zaledwie elektroniczna reprezentacja, i to na­wet nie Eucharystii w jej najgłęb­szym sensie, tylko jej „wizji i fonii”. Należy więc starać się „przekraczać” ten ekran.

To jednak też znaczy, że nie jest zobowiązany oglądać Mszy św. w telewizji czy słuchać jej w radiu ktoś, kto nie może, na przykład z powodu choroby, uczestniczyć w liturgii.

– Myślę, że to jest jeden z za­sadniczych błędów naszej praktyki w tym względzie. Czasami na tych ludzi świadomie czy nieświadomie nakładamy obowiązek moralny śledzenia transmisji Mszy św., a takiego obowiązku Kościół nigdy nie sformułował. Po pierwsze chorzy są dyspensowani, zwolnieni z obo­wiązku uczestnictwa we Mszy św. A po drugie wszystkie dokumenty mówią, że należy dzień Pański prze­żywać w szczególny sposób nawet w domu, ale najpierw wymienia się lekturę i rozważanie Pisma Świętego oraz wspólną modlitwę i Komunię św., a dopiero w dalszej części trans­misję liturgiczną. Ale – powiedzmy szczerze – łatwiej włączyć telewizor,niż razem w rodzinie się pomodlić. Czasem, oczywiście, nie ma z kim się modlić, lecz stwierdzenie, że dla tych ludzi transmisja Mszy św. jest jedy­nym aktem pomocy, jest moim zda­niem swoistym wyrzutem sumie­nia dla Kościoła i nawet pewnym oskarżeniem.

Czy wobec tego refleksja teologicz­na nie powinna zakładać większej ostrożności w praktykowaniu transmisji liturgii?

– Transmituje się Mszę św. z różnych powodów. To na przykład Msza św. niedzielna, która jest celowo transmitowana dla chorych. Są też takie sytuacje jak choćby pogrzeb prezydenta czy wizyta papieża. Wtedy patrzymy na nie także jak na wydarzenie publiczno-religijne. Ale zapewne, gdybyśmy mieli większą świadomość tego, co się dzieje na linii Eucharystia–kamera– ekran–człowiek, bylibyśmy bardziej powściągliwi w mnożeniu, czasem ponad miarę, transmisji Eucharystii (niektóre konferencje episkopatów dążą do ich istotnego ograniczenia). Po stronie odbiorców też potrzebna jest większa świadomość tego, że je­żeli oglądamy Mszę św., to właśnie intencjonalnie, albo wyłączmy tele­wizor. Na pewno nie powinien być to po prostu jeden z programów, któ­ry oglądamy ot tak, między „Tańcem z gwiazdami” a „Rozmowami w toku”.

Jak więc się zachowywać?

– Z jednej strony to, co jest w te­lewizji, to nie jest Msza, ale z drugiej możemy na Eucharystię patrzeć. Trzeba więc pomyśleć, jakbyśmy się zachowali, gdybyśmy tam byli. I za­chowujmy się podobnie.

***

Ks. Andrzej Draguła - teolog i publicysta, kieruje KatedrąTeologii Pastoralnej, Liturgiki i Homiletyki na wydziale Teologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego. Opublikowałrozprawę habilitacyjnąpt. „Eucharystia zmediatyzowana”, poświęconątransmisji mszy św. mieszka w zielonej Górze.