Księża na blogu

Szymon Babuchowski

publikacja 24.08.2010 06:20

Skoro św. Paweł przemawiał na areopagu, to i współcześni apostołowie powinni znajdować się w miejscu, w którym idee walczą o ludzką duszę. Dziś takim miejscem wymiany myśli jest internet.

Księża na blogu Roman Koszowski/Agencja GN Jeden z blogerów w koloratkach - ks. Rafał Jaroszewicz

Wydawać by się mogło, że to miejsce bezpieczne, bo przecież żaden bezpośredni, fizyczny atak spotkać nas tu nie może. A jednak anonimowość, możliwość schowania się za nickiem, potrafi wyzwolić taką lawinę agresji, że można porównać ją tylko z kamienowaniem. Co ciekawe, najwyższą temperaturę dyskusji, ale też największą liczbę bluzgów wywołuje niezmiennie temat wiary.

Słowo między ciernie
Księża, którzy decydują się wejść w ten tygiel, muszą odznaczać się pewną odwagą. Wśród internautów są bowiem tacy, którzy już na samo słowo „ksiądz” reagują alergicznie. Wystarczy zerknąć do bloga ojca Leona Knabita, gdzie nawet pod najbardziej niewinnymi notkami pojawiają się dziesiątki komentarzy, z których niemal połowa nie ma nic wspólnego z merytoryczną dyskusją. Komentatorzy wylewają swój jad wobec przedstawicieli Kościoła, przeciwko nim mając tak „wyszukane” argumenty jak wyprawy krzyżowe, reżim Pinocheta czy… PiS. „To takie proste – napisał do ojca Leona jeden z poruszonych tą sytuacją internautów – między wstaniem z łóżka a obiadem pobiec do komputera i dać upust swoim frustracjom, i w ramach treningu przed realnym deptaniem ludzi, którzy myślą inaczej, porzucać sobie słownym ostem. Dlaczego zatem Ojciec, który tyle mądrych myśli zawarł w swoich książkach i wyjaśnił już chyba wszystkie przyczyny swojej postawy moralnej i siły wiary, podejmuje tę rękawicę?”.

No właśnie, do którego momentu rozmawiać z oponentami, by nie zmarnować całej energii, potrzebnej do tworzenia bloga, na jałowe polemiki? „Musimy (…) wyłowić z powodzi nienawiści i wulgaryzmów to, co sensowne, i… modlić się o nawrócenie tych biednych ludzi, którzy nie próbują czy nie chcą nas zrozumieć…” – pisze ojciec Knabit. To wyławianie nie jest proste, ale chyba warto, skoro blogi zakłada coraz więcej księży.

Wyjść z getta
– Blog jest dzisiaj jedną z możliwości docierania do ludzi z przekazem – twierdzi ks. Artur Stopka, rzecznik katowickiej kurii, a prywatnie autor bloga stukam.pl. – Jestem przekonany, że trzeba z treściami głoszonymi przez Kościół wychodzić poza pewien zaklęty krąg, mówiąc brutalnie, poza „getto” mediów katolickich i kościelnych. Zauważyłem, że blog jest łatwą i prostą formą, dzięki której można dotrzeć do bardzo wielu ludzi także spoza ścisłego „kościelnego” kręgu, więc założyłem go na Onecie. Strona ks. Artura zawiera przede wszystkim komentarze do Ewangelii, ale oprócz tego pojawiają się w nim – z różnym natężeniem – felietony komentujące rozmaite zjawiska, nie tylko kościelne. Są też formy paraliterackie, np. zmuszające do refleksji dialogi-przypowieści z cyklu „Kroniki letnie”, w których ścierają się różne poglądy i postawy.

– Z praktyki, także radiowej, wiem, że ludzie lubią przysłuchiwać się, jak inni rozmawiają. Dlatego od czasu do czasu sięgam po tego typu formę, która pozwala czytelnikowi na identyfikowanie się na przykład z jednym z rozmówców – mówi ks. Stopka. Blog został zauważony nie tylko przez internautów, ale również przez Onet, który zrobił nawet filmik na jego temat, a ks. Artura umieścił w kategorii „Znani blogują”. Wpisy śląskiego kapłana dość często wyciągane są na stronę główną portalu i linkowane w różnych serwisach. Wydaje się zatem, że blog spełnia swoją rolę. – Jest komentowany, zarówno przez wierzących, jak i niewierzących – cieszy się duchowny. – Chociaż rzadko wywołuje jakieś bardzo ostre i długie wymiany zdań. Z odwiedzinami bywa różnie: jest ich od kilkuset do kilkudziesięciu tysięcy dziennie. Dostaję też sporo mejli, często bardzo osobistych i „z problemami”.

Życie na gorąco
Świeccy pozytywnie zareagowali na blog ks. Artura. Zdumiona była za to część księży. Pytali: po co prowadzić blog akurat na świeckim portalu, gdzie królują inne treści? – W moim odczuciu życie pokazało, że to ma sens – mówi autor pomysłu. – Na samym Onecie jest co najmniej kilka innych księżowskich blogów cieszących się dużym powodzeniem i istniejących dłużej niż mój. Blogi prowadzone przez księży różnią się między sobą – rolą, którą pełnią, tematyką, językiem. Ks. Mateusz Czubak na stronie: echoslowa.blogspot.com umieszcza po prostu komentarze do Ewangelii. Ks. Rafał Jarosiewicz na blogu: pozytywnego.pl, prowadzonym przy współpracy młodych ludzi, koordynuje akcje ewangelizacyjne. Wielu duchownych odkrywa przed nami swoje pasje: ks. Szymon Kiera na: simoncafe.blogspot.com zajmuje się głównie muzyką, a znany duszpasterz Ormian ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski pisze także o niepełnosprawnych, Kresach, „Solidarności” i poezji. Blogi stają się tym, czy dla staropolskich twórców były silva rerum – szlacheckie księgi, w których teksty literackie mieszały się z zapiskami z życia codziennego czy nawet przepisami kulinarnymi. I chyba właśnie jako zapis codzienności, chwytanej na gorąco, bez przesadnego dopieszczania formy, mają największą wartość.

Ksiądz od kuchni
Taki zapis znaleźć można na blogu ks. Andrzeja Przybylskiego, na co dzień rektora częstochowskiego seminarium duchownego. Przez 10 lat był duszpasterzem akademickim i klikanie rozpoczął właśnie na prośbę studentów. – Kiedyś, po skończonej kolędzie w akademiku, późno w nocy, grupa studentów odprowadziła mnie na plebanię – opowiada. – Wszyscy byli zaskoczeni, że ksiądz może mieszkać w zwykłym, prostym mieszkaniu. Wtedy pierwszy raz odkryłem, jak ci młodzi ludzie mało wiedzą o życiu księdza. Któregoś dnia jeden ze studentów przyszedł do mnie z prośbą: „Wiem, że ksiądz lubi pisać w zeszycie różne teksty i prowadzi dziennik, niech ksiądz to robi na blogu, żeby pokazać ludziom kawałek kapłańskiego życia od środka, żeby nie myśleli naiwnie, że księża nic nie robią, prowadzą lekkie i wygodne życie, mają mnóstwo kłopotów ze swoim celibatem i naciągają ludzi na pieniądze”. I tak się zaczęło. Ksiądz Andrzej tak się wciągnął w pisanie, że z jego zapisków powstała książka, wydana przez Edycję św. Pawła. Rozważania biblijne mieszają się tu z pamiętnikiem i cytatami z przeczytanych książek. – Z czasem zauważyłem, że moje pisanie może służyć innym do odkrywania Boga, przeżywania modlitwy, dźwigania się z własnych tarapatów i słabości.

Bóg w sieci
Czy blogerom nie grozi nadmierny ekshibicjonizm? Ks. Przybylski przyznaje, że miał takie obawy i z tego powodu kilka razy rezygnował z pisania. Zawsze jednak w chwili rezygnacji dostawał list od któregoś z czytelników, mówiący o tym, jak wiele mu te zapiski pomogły: – Kiedyś sporo pisałem o młodym, sparaliżowanym chłopcu, do którego chodziłem codziennie na OIOM. Nagle zaczęli odzywać się czytelnicy bloga, którzy szturmowali niebo w intencji jego uzdrowienia. Po czasie stworzył się wirtualny, modlitewny OIOM, czyli Oddział Intensywnej Opieki Modlitewnej. Modliliśmy się wzajemnie za chorych i będących w tarapatach. To nieprawdopodobne, jak Bóg doskonale posługuje się naszym świadectwem w wirtualnej przestrzeni, która przecież jest też miejscem Jego obecności. Nie wolno nam jej zostawić diabłu!

Księża wchodzą więc w tę przestrzeń coraz śmielej, i dobrze, bo dzięki temu mamy szanse na poznanie swoich pasterzy od nieco innej, bardziej ludzkiej strony. A duchowni dzięki komentarzom mogą lepiej poznać sposób myślenia swoich wiernych. Być może to zderzenie przyczyni się do odświeżenia języka kazań, który zbyt często posługuje się utartymi schematami. Na części księżowskich blogów ten kaznodziejski ton jeszcze, niestety, można dostrzec. Także w świeckich reakcjach ciągle jest pewna doza nieufności. Ale tylko słuchając siebie nawzajem, uczynimy wirtualną przestrzeń miejscem spotkania. Stąd już niedaleko do modlitwy.