Śpiewając, zbliżam się do Niego

Barbara Gruszka-Zych

GN 04/2020 |

publikacja 23.01.2020 00:00

W Meksyku wielbiciel jej głosu powiedział: „Dzięki pani byłem dzisiaj w niebie”. Żeby innych wprowadzać do nieba, Dominika Zamara długie godziny ćwiczy w samotności, a potem śpiewa ukochaną partię z „Toski”: „Żyję sztuką, żyję miłością”.

Śpiewając, zbliżam się do Niego archiwum dominiki zamary

Operę uważa za królową sztuk. – To nie tylko śpiew, ale i teatr, monumentalne wyrażanie emocji – mówi. Jasny warkocz podkreśla jej młodość. A to wprowadza zamieszanie, bo zaczynamy się zastanawiać, kiedy zdążyła wystąpić na tylu scenach świata. Śpiewała w Accademia Teatro alla Scala w Mediolanie i w nowojorskiej Avery Fisher Hall przy Metropolitan Opera. W Warner Grand Theatre w Los Angeles brała udział w koncercie prowadzonym przez Kevina Spacey. Kiedy zeszła ze sceny, przybiegł jej pogratulować jako pierwszy.

Zdecydowała, że sztuce podporządkuje życie, i dotąd nie założyła rodziny. Podobnie jak jej ulubiona sopranistka Renata Tebaldi, która śpiewała za czasów Marii Callas. Z Callas natomiast ma wiele wspólnego przez nauczyciela – maestro Enrico De Mori. Ten wybitny dyrygent pracujący z legendarną śpiewaczką uwierzył w nią i przez ponad rok dawał jej bezpłatne lekcje. Mimo że deklaruje podporządkowanie życia sztuce, jest przekonana, że jedno i drugie trzeba zawierzyć Bogu. – Zawsze przed wyjściem na scenę kreślę znak krzyża, prosząc o wsparcie Boga i ukochanego, zmarłego już dziadka – opowiada. – Taką wiarę dostałam od mamy i dziadka i nigdy nie wstydziłam się do niej przyznawać.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.