Przesłanie nie na czasie

GN 07/2020 |

publikacja 13.02.2020 00:00

Nawet perfekcyjnie zrealizowane filmy na tematy egzystencjalne nie mają szans na Oscara.

„1917” otrzymał trzy Oscary. Na zdjęciu statuetkę odbiera Roger Deakin, autor genialnych zdjęć do filmu. JOHN ANGELILLO /Newscom/PAP „1917” otrzymał trzy Oscary. Na zdjęciu statuetkę odbiera Roger Deakin, autor genialnych zdjęć do filmu.

Nie jestem zaskoczony, że film Jana Komasy nie zdobył Oscara, ale przecież już sama nominacja była ogromnym wyróżnieniem. W oscarowej rywalizacji największym przegranym był „1917” Sama Mendesa, który otrzymał trzy wyróżnienia w mniej prestiżowych kategoriach. Nie ukrywam, że był moim faworytem w głównych kategoriach, czyli najlepszy film i najlepszy reżyser. Nie wiem też, czym członków Akademii zauroczył Joon-ho Bong swoim „Parasite”. Film zdobył trzy Oscary w najważniejszych kategoriach, chociaż jego bohaterowie bardziej przypominają postacie z teatru marionetek niż żywych ludzi. Może takie zresztą było założenie filmu, który opowiada o walce klas reprezentowanej przez dwie rodziny, biedną i bogatą. Tytułowymi pasożytami są zarówno jedni, jak i drudzy, a jego przesłanie jest głęboko pesymistyczne. Podobnie zresztą jak w faworyzowanym przez krytyków „Jokerze”.

Wydaje się, że nawet perfekcyjnie zrealizowane filmy poruszające tematy egzystencjalne mają na Oscara coraz mniejsze szanse. W tym kontekście nie dziwi porażka „1917”, którego bohaterowie potrafią zachować godność i ludzkie uczucia w najgorszych chwilach życia, nawet kiedy wszystko wydaje się stracone. Przesłanie, które daje ludziom nadzieję, sprawia, że film jest nie na czasie. Trzeba jednak przyznać, że Akademia Filmowa nie uległa presji w sprawie osławionych parytetów równościowych przy wyborze filmów, co wzbudziło już niepokój postępowych krytyków.

Warto również wspomnieć o Oscarze dla „Amerykańskiej fabryki” w kategorii pełnometrażowy film dokumentalny. Film, firmowany przez studio Higher Ground Productions należące do noblisty Baracka Obamy i jego żony Michelle, zasługuje na uwagę ze względu na temat, czyli zderzenie kultur i filozofii pracy w USA i Chinach. Na uwagę zasługuje też wystąpienie Julii Reichert, współautorki dokumentu, która odbierając Oscara zauważyła, że „ludziom pracy powodzi się obecnie coraz gorzej i gorzej; wierzymy, że wszystko ulegnie poprawie, kiedy robotnicy całego świata się zjednoczą”. Podobne wezwanie już kiedyś narobiło sporo szumu, a Mosfilm, czyli radziecka fabryka snów, skutecznie je propagowała. Swoją drogą to ciekawe, że obecnie najbardziej ostrymi krytykami kapitalizmu, prócz hollywoodzkich elit, są milionerzy, wśród których nie brakuje kandydatów na prezydenta USA w najbliższych wyborach.

Edward Kabiesz

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.