Sto lat dobrego życia

Weronika Królikowska

GN 31/2020 |

publikacja 30.07.2020 00:00

Choć Bernard Ładysz śpiewał na największych scenach świata i z najwybitniejszymi artystami, pozostał mu wileński zaśpiew.

Bernard Ładysz  (1922–2020). Tomasz Gzell /PAP Bernard Ładysz (1922–2020).

W jednym z wywiadów Bernard Ładysz mówił o sobie, że „łatwiej przekazać mu ze sceny prawdę, bo jego życiorys ulepiony jest z głodu i chłodu, nędzy i dobrobytu, trudu ponad ludzką wytrzymałość, załamań i wzlotów”. W życiu również był szczerą osobą i mówił to, co myślał. Śpiewakom operowym zarzucał, że za bardzo skupiają się na własnym głosie, a za mało na przekazywaniu prawdy. Wielki śpiewak operowy zmarł 25 lipca w Warszawie w wieku 98 lat.

Wypędzony wilnianin

Bernard Ładysz urodził się w Wilnie 24 lipca 1922 roku. Przez całe życie wyrażał dumę z bycia wilnianinem. Wspominał atmosferę rodzinnego miasta, jego architekturę i dom pełen śpiewu.

Podczas II wojny światowej wstąpił do Armii Krajowej. Uczestniczył w akcji „Burza” na Wileńszczyźnie. Kiedy do Wilna wkroczyły wojska radzieckie, miał zostać wysłany na front, aby odbić Warszawę. Odmówił jednak złożenia przysięgi Związkowi Radzieckiemu, więc został wywieziony na Syberię. Uwięziony w obozie sowieckim w Kałudze pracował przez dwa lata przy wycince drzew w tundrze. „Wysłano mnie do pracy w lesie, przy wyrębie drzewa. Mróz był straszliwy, głodzono nas, pracowaliśmy w nieludzkich warunkach. Bardzo wtedy podupadłem na zdrowiu” – wspominał po latach. Do Polski wrócił w 1946 roku. Jego ojciec zmarł zaraz po wojnie. B. Ładysz bardzo cierpiał z tego powodu i mówił o tragedii ludzi wypędzonych ze swoich domów. „Nas, tych bidnych ludzi, szarpano po tym świecie jak bydło, jak stado jakieś. Te śmierci, ta śmierć ojca... Do dziś brak mi go, brak było i brak będzie już do końca moich dni” – mówił w jednym z wywiadów.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.