publikacja 13.08.2020 20:29
„Ile przeżyć i wspomnień budzi w nas głos tego królewskiego dzwonu! Brzmi w tym uroczystym graniu modlitwa wieków o wolność i pomyślność ojczyzny” – pisał o słynnym polskim dzwonie Jan Paweł II. Wawelski Zygmunt bije już od 500 lat.
Zygmunt waży 12,6 tony.
henryk przondziono /foto gość
Był wieczór Wielkiej Soboty 2001 roku. W katedrze na Wawelu procesja rezurekcyjna pod przewodnictwem kard. Franciszka Macharskiego schodziła do Grobów Królewskich. Nad Krakowem zaległa cisza, jakby miasto wstrzymało oddech. Nagle w powietrzu zabrzmiało dzwonienie, narastające, coraz silniejsze. Zatrzymywały się samochody, pod wzgórzem wawelskim z wolna gęstniał tłum. Ludzie z zadartymi głowami przyglądali się, jak odradza się Zygmunt, rozkołysany silnymi ramionami braci dzwonników. „Ożywiliśmy Zygmunta i być może całą Polskę” – mówili. Pierwsze dźwięki nowego serca starego olbrzyma krakowianie powitali ze łzami w oczach, gromkimi oklaskami i z ogromną ulgą. Na to dzwonienie, pierwsze w nowym tysiącleciu, czekali długie 3 miesiące po tym, jak w Boże Narodzenie 2000 roku stare serce pękło. – Na nieszczęście – mówili niektórzy. – Z przepracowania – prostował ówczesny proboszcz wawelski ks. Janusz Bielański.
Nowe z duszą starego
Wychodzący od 1848 roku „Czas Krakowski” donosił o trzech pęknięciach serca Zygmunta. Pierwsze nastąpiło w 1860 roku. Nowe serce zostało wykonane w pracowni ludwisarskiej w Suchej Beskidzkiej, ale wytrzymało zaledwie 6 lat. Kolejne pękło w 1876 roku. Wtedy bracia Zieleniewscy wykonali serce, które wytrzymało do końca roku 2000. – Interesujące jest to, że za każdym razem serce pękało na przełomie starego i nowego roku – zauważyła Halina Bilik z działu historycznego Zamku Królewskiego na Wawelu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.