Anioły nie umierają

Barbara Gruszka-Zych

GN 34/2020 |

publikacja 20.08.2020 00:00

Zmarła Ewa Demarczyk nazywana Czarnym Aniołem. Artystka, która – jak to anioł – uniosła na wysokości polską piosenkę.

Ewa Demarczyk zawsze występowała w czarnym stroju i w czarnej scenerii. CAF/PAP Ewa Demarczyk zawsze występowała w czarnym stroju i w czarnej scenerii.

Jej głos wydaje się ciemny, nasycony emocjami, jakby nieustannie odgrywała jakąś rolę dramatyczną. Ale kiedy dostawała taki tekst jak „Tomaszów” Tuwima, zaglądający do kobiecej duszy, jasno i czule dotykała rozświetlających ją uczuć. Uczyła, że głosem nie można „wystukiwać wszystkiego na maszynie”, jak w śpiewanym przez siebie wierszu Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Nieraz wydawało mi się, że tak bezgranicznie eksploatuje się na scenie, bo chce dać poezji całą swoją siłę, którą – jak Samson we włosach – ona ma w głosie. To było coś więcej niż śpiewanie, podczas każdego koncertu jakby składała ofiarę z samej siebie. Płaciła wysoką cenę, tworząc niepowtarzalne teatrum głosu i ekspresji, pokazując, co może zdziałać prawdziwa sztuka.

Panna Madonna

To, że kreowała coraz to nowe, oryginalne role, potwierdzają słowa komponującego dla niej Andrzeja Zaryckiego: – Miała w sobie wszystkie odmiany ludzi, przy każdym utworze korzystała z innego wizerunku.

Charyzmatyczna, z oczyma mocno pomalowanymi jak w greckiej tragedii, z czarnymi włosami spadającymi na czarną, długą suknię, maksymalnie skupiona ze wzrokiem wpatrzonym w coś, co tylko ona potrafiła zobaczyć. Wymagała, żeby podłoga na scenie była czarna, a na tournée zagraniczne zabierała belę czarnego materiału, który w razie konieczności rozkładano na podłodze. Zawsze też musiały stać na niej dwa czarne zestrojone fortepiany. Kiedy w Kijowie odkryła, że jeden jest bordowy, trzeba było go wymienić. Swój konsekwentny wizerunek budowała w każdym detalu, żeby nie dał się wymazać z pamięci oglądających. Niewysoka, na scenie rosła, potężniała. Choć jej twarz przypominała maskę z ascetycznymi ruchami oczu i ust, potrafiła magnetyzować jednym spojrzeniem, podkreślając swoje panowanie na scenie. Widziałam ją na deskach Teatru Rozrywki w Chorzowie i na zawsze zapamiętam tę ciszę i skupienie, do którego zmuszała widownię. Żeby tylko nikt nie drgnął i nie spłoszył zjawiska, jakim była.

Dostępne jest 24% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.