Recenzje

GN 36/2020 |

publikacja 03.09.2020 00:00

Andrzej Chwalba
Przegrane zwycięstwo
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2020
ss. 392 Andrzej Chwalba Przegrane zwycięstwo Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2020 ss. 392

KSIĄŻKI

Zwycięstwo z przegraną w tle?

Szable francuskie, a siodła austriackie. Karabiny francuskie, ale też niemieckie, rosyjskie, a nawet japońskie. Do tego strzelby myśliwskie. No i mundurów pstrokacizna – jedni wystrojeni jak na bal u gubernatora, innym kokarda powiewa. O kim mowa? O formującym się polskim wojsku w państwie, które właśnie odzyskało niepodległość. Za półtora roku ta armia ma stanąć do Bitwy Warszawskiej.

Andrzej Chwalba analizuje konflikt polsko-bolszewicki z przeróżnych stron: raz zajrzymy do gabinetu polityków, innym razem siądziemy przy stole z generałami. Największe jednak wrażenie robi opis trudności formowania się jednej armii, której żołnierze do tej pory służyli pod trzema różnymi sztandarami. Dowódcy wywodzący się z dawnych zaborów austriackiego i pruskiego stosowali pruski dryl, nie żałując kar cielesnych, z kolei ci z dawnego zaboru rosyjskiego traktowali żołnierzy jak chłopów pańszczyźnianych.

Jak to się stało, że wynik Bitwy Warszawskiej okazał się polską wiktorią? Jedno jest pewne: bez zaangażowania mieszkańców stolicy nie udałoby się wygrać. Czy właśnie wtedy narodziło się coś na wzór społeczeństwa obywatelskiego? Na pewno warto w trakcie lektury podyskutować z Chwalbą, który przychyla się do negatywnej oceny traktatu ryskiego. Kolejna, po Grunwaldzie, bitwa, którą dopisać można do zbioru przegranych zwycięstw? Sporo tych pytań i mają one swój ciężar. Na tym też polega rola historyka, aby umiejętnie je stawiać i prowokować do myślenia.

Marcin Cielecki

PŁYTY

Skromny, pozbierany

Wymyślić siebie na nowo – tańczącego, zadeptać traumę. W teledysku „Bez końca” Rojek drobi kroczki w miejscu – własnym dobrym miejscu – bo jest ktoś, z kim się rozumie bez słów. Wyśpiewał („A miało być jak we śnie”) niemożliwy do zasypania dół (dosadnie, jak kiedyś w „Beksie”), ale i pochwałę skromności, zwyczajności: „jestem lepszy, wrzucam wsteczny”, jakby chciał się wypisać z wyścigu. Pojął, że sam sobie wymyślał „końce świata”. Puentą jest nierasowa piosenka z fortepianem o pozbieraniu się dla miłości. Wrażliwcom płyta „Kundel” przyniesie, szczególnie w tekstach, sporą satysfakcję.

Krzysztof Kleszcz

Radosny miks

Robert Cichy to człowiek orkiestra: multiinstrumentalista, wokalista, kompozytor, autor tekstów i producent odważnie łączący z pozoru odległe style i brzmienia. Na akustyczne instrumentarium rodem z country czy bluesa nakłada elektroniczne, popowe bity. I wszystko do siebie pasuje. To muzyka nowoczesna, a jednocześnie pozbawiona pseudoeksperymentalnych udziwnień. Jej siłą są ładne melodie, które chce się nucić, a czasem i do nich zatańczyć. Radość słychać też w tekstach, a otwierający płytę utwór „Seize the Day” to dziękczynienie za codzienność wypełnioną miłością.

Szymon Babuchowski

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.