Śpiywoczka z Lipin

Marek Szołtysek

publikacja 25.10.2010 06:48

Jeżeli Ślązok chce powiedzieć o kimś, że jest jakiś taki inny, dość dziwny czy niegroźnie dziwny, zwariowany, trochę śmieszny albo wesołkowaty, to mówi: „Tyś je tako konda z Lipin!”.

Śpiywoczka z Lipin Marek Szołtysek/GN Czy można być zwyrtniony gymbą do Ponboczka a plecami do ludzi?

I właści­wie nie wiem, czy to miesz­kańców Lipin – dziś części Świętochłowic – cieszy czy de­nerwuje? Muszę się zapytać. Ale to nie wszystko, co się sły­szy o Lipinach, które są nie­zwykle ciekawym kawałkiem Śląska.

Kiedyś też opowiada­no mi starą historię pewnej Ślązoczki. Mówiono, że była ona z Lipin, albo „spode Lipin”. Dzisiaj też nie wiem, jak ona się właściwie nazywała, bo mó­wiono o niej Śpiywoczka. Więc mogła mieć nazwisko Śpiywok albo też mogła pełnić funkcję kobiety prowadzącej śpiew na pielgrzymkach czy nabożeń­stwach. A takie osoby nazy­wano na Śląsku śpiywokami czy śpiywoczkami. Ale to jest niei­stotne, bo najważniejsza jest pewna historia, jaka przyda­rzyła się tej Śpiywoczce z Lipin.

A dyć nasza Śpiywoczka była bardzo aktywną chrześcijanką i para­fianką. Działała w Sodalicji Mariańskiej, angażowała się przy robieniu ołtarzy na Boże Ciało, a gdy dostała na uro­dziny jakieś kwiatki, to za­raz następnego dnia posyła­ła je do kościoła, żeby sta­ły w wazonie koło ołtarza. Jednym słowem była wzorem pobożnej Ślązoczki.

Jednak na starość nasza Śpiywoczka jeszcze dalej poszła drogą świętości. A niektórzy mówi­li, że poszła tą drogą nawet „za daleko”. Wszystko zaczę­ło się od wyjeżdżania na re­kolekcje do jakiegoś klasz­toru. Zaczęła zwozić, prze­pisywać i rozprowadzać ja­kieś gazetki, broszury, prze­powiednie, koronki, litanie… I do tego stała się nieopamiętaną czcicielką św. Antoniczka z Padwy. Właściwie traktowała go jako czwartą osobę boską.

Początkowo po­stawa Śpiywoczki była jesz­cze do zniesienia, ale z cza­sem jej „zantonizowanie” za­częło antagonizować całe jej otoczenie. Śpiywoczka cią­gle chodziła z pretensjami do proboszcza, żeby mówił kazania o Antoniczku, a na­wet miała żądać, aby zamiast nudnych czytań ze Starego Testamentu, czytać fragmen­ty żywota świętego z Padwy.

Doszło nawet do tego, że Śpiywoczka przestała chodzić w niedziele do kościoła, a za­miast tego jako dzień świę­ty świętowała wtorki, ten tra­dycyjny dzień modlitw do św. Antoniczka. Natomiast na po­witanie Ślązoczka ta zaczę­ła mówić „Niych bydzie pochwalony…”i żądała by jej odpowiedzieć: „… i świynty Antoni nojbardzij świynty!”. A jeżeli ktoś tak nie odpowiedział, to za­raz robiła awanturę, wyzywając od bezbożników i ancykrystów.

Całe otoczenie Śpiywoczki miało z nią wielko komedyjo. Żartowano sobie nawet, że ona przez te swoje dziwactwa święte­mu Antoniemu narobi w nie­bie istnej gańby, czyli wstydu. Z czasem to jednak przesta­ło być śmieszne i stało się tra­giczne.

Śpiywoczka była wiel­ką uciążliwością. Była przykła­dem, jak można być niby po­bożnym, choć oddalać się od Ponboczka. A przecież dba­nie o świętość świata, Polski czy Śląska, nie może być po­wodem kłótni i złości w życiu codziennym.