Aktor, który znał się na duszy

Barbara Gruszka-Zych

GN 43/2020 |

publikacja 22.10.2020 00:00

Mówił mi, że nie umiał zagrać Chrystusa. Teraz niepotrzebna mu gra, żeby widzieć Boga. 19 października rano zmarł Wojciech Pszoniak, jeden z najwybitniejszych polskich aktorów. Miał 78 lat.

Wojciech Pszoniak  (1942–2020). henryk przondziono /foto gość Wojciech Pszoniak (1942–2020).

Wchodził ze swoimi bohaterami w prawdziwe duchowe więzi i autentycznie się w nich wcielał. Miał fenomenalną umiejętność współodczuwania. Dzięki niej Moryc Welt w „Ziemi obiecanej”, Robespierre w „Dantonie”, Korczak w filmie pod tym właśnie tytułem czy Dziennikarz i Stańczyk w „Weselu” Andrzeja Wajdy na wieki wieków będą mieć jego twarz. – Zły aktor będzie naśladował – tłumaczył mi podczas rozmowy dla GN. – Prawdziwy artysta niczego nie imituje. Uczę moich studentów, żeby nie próbowali grać kogoś innego. To, że jakaś postać nazywa się Ryszard III, to nic nie znaczy. Za każdym razem jestem nią ja sam.

Grając Korczaka, poszedł z nim do getta i Treblinki. Zapłacił za to, bo przez lata nie mógł o tej roli rozmawiać. – Na co dzień człowiek naturalnie się broni przed wczuwaniem się w cierpienie innych, a ja muszę to robić, bo na tym polega sztuka aktorska – mówił mi. Dzisiaj my cierpimy po jego stracie. Długo umierał na raka. „Bywałem u niego w ostatnich tygodniach, dniach i godzinach życia” – napisał we wspomnieniu ks. Andrzej Luter. „Pragnął sakramentów, ale i rozmów. Jedna z nich, na dwa tygodnie przed śmiercią, trwała kilka godzin. Tydzień później kolejne spotkanie, ale to już było bardziej milczenie, i bezradność. Wielki aktor nie mógł już nic powiedzieć, każde słowo przychodziło mu z trudnością. Wojtku, dziękuję Ci ze te wspaniałe »rekolekcje«”.

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.