publikacja 26.11.2020 00:00
– Nie czuję, jakbym był pianistą – wyznaje schorowany Keith Jarrett. Dwupłytowy koncert z Budapesztu jest świadectwem wielkości mistrza z New Jersey.
BRUNO BEBERT /EPA/PAP
Podczas koncertów Keith Jarrett komponował na żywo, improwizował, a repertuar powstawał podczas grania.
Od wielu lat notowany jest na szczycie listy największych żyjących pianistów współczesnego jazzu. Wirtuozeria, wszechstronność, przesuwanie granic muzycznej wyobraźni. Każdy koncert i płyta Keitha Jarretta to duże wydarzenie, nie tylko w kręgach jazzu. Najnowsze wydawnictwo „Budapest Concert” przynosi 80. płytę firmowaną nazwiskiem 75-letniego pianisty (chwilowo pomińmy blisko dwadzieścia jego znakomitych krążków z muzyką klasyczną i inne nagrania, w których współuczestniczył).
Od paru lat niepokój wśród fanów budzi sceniczne milczenie artysty. Ostatnio publiczność oklaskiwała go w lutym 2017 r. w Nowym Jorku. Zmagał się z tym, co medycyna nazywa zespołem przewlekłego zmęczenia. Grywał mniej. Kilka tygodni temu zwierzył się dziennikarzowi „New York Timesa” z przyczyn obecnej niemocy. Opowiedział o przebytych udarach – w lutym i maju 2018 r. – Moja lewa strona jest nadal częściowo sparaliżowana. Mogę próbować chodzić o lasce – wyznał. W krótkiej rozmowie telefonicznej stwierdził jeszcze, że nie wie, jaka będzie jego przyszłość. – Teraz nie czuję, jakbym był pianistą – spuentował w dość bolesnym tonie.
Występ w Narodowej Sali Koncertowej w Budapeszcie okazał się jednym z jego ostatnich. A dwupłytowy album – świadectwem sztuki improwizacji. W pamięci wracają popisy Jarretta solo z minionych tras – w Lozannie, Monachium, Paryżu, Osace, Wiedniu, Rio de Janeiro... I ten najsłynniejszy koncert w Kolonii, rekordowy pod względem sprzedanych płyt (3,5 mln egzemplarzy).
Keith Jarrett rozsypywał akordy jak puzzle z 1000 elementów i składał z nich coś niepowtarzalnego. Komponował na żywo, tu i teraz. Wielu nie dowierzało, że repertuar powstaje w trakcie grania. Cztery lata temu w Budapeszcie było podobnie.
Keith Jarrett Budapest Concert ECM 2020Na dwóch krążkach spakowano zbiór improwizacji nieco trudniejszy w odbiorze. Wymagający od słuchacza odpowiedniego czasu i skupienia. Choć bywa, że pomiędzy dźwięki, jak kwiatki, wpadają melodyjne motywy. Na koniec półtoragodzinnego występu Jarrett podrywa publiczność żywiołowym bluesem oraz nastrojowymi interpretacjami standardów „Answer Me My Love” i „It’s a Lonesome Old Town”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.