Pierwsza wojna sieciowa

Jakub Jałowiczor

GN 10/2021 |

publikacja 11.03.2021 00:00

– Staliśmy się dla świata poligonem doświadczalnym – powiedział australijski kanclerz skarbu Josh Frydenberg. Od wyniku otwartej wojny Australii z Facebookiem i Google’em zależy, czy cyfrowe korporacje zapłacą podatki w wielu krajach.

Pierwsza wojna sieciowa LUKAS COCH /epa/pap

W połowie lutego Facebook zablokował na swoich stronach informacje pochodzące z mediów Australii. Przy okazji wstrzymane zostały komunikaty rządowe, oficjalne informacje związane z pandemią, a także strony organizacji dobroczynnych i szpitala dziecięcego. W ten sposób firma Marka Zuckerberga zareagowała na plan wprowadzenia opłat za korzystanie przez platformy cyfrowe z treści publikowanych przez media. Spięcie skończyło się rozejmem: władza poluzowała obowiązki nałożone na elektronicznych gigantów, a Facebook obiecał zapłacić dużym wydawcom za ich treści. To jednak nie oznacza, że zakończyła się wojna o zyski z reklam – bo to o nie w tym sporze chodzi.

W prywatnej kieszeni

Facebook i Google zarabiają w Australii ogromne kwoty, ale płacą bardzo niskie podatki. Australijski portal ABC podaje, że w 2018 r. Google zarobił w tym kraju 4,3 mld dol., z czego 3,7 mld pochodziło z reklam. Zapłacił 26,5 mln dol. podatku od osób prawnych, czyli znacznie mniej niż 1 proc. Przychody Facebooka miały wynieść 580 mln dol. i niemal w całości pochodzić z reklam. Z jakichś powodów australijski oddział koncernu Zuckerberga musiał jednak zapłacić zagranicznej spółce zależnej 455 mln dol. (o 70 mln dol. więcej niż rok wcześniej), więc na papierze jego dochody wyniosły 125 mln dolarów. Odprowadził 12 mln dol. podatku.

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.