publikacja 11.03.2021 00:00
Mistrz Willmann, nie bez powodu zwany śląskim Rembrandtem, rozpoczął swą malarską przygodę jako protestant, a zakończył jako katolik. „Śliczne, schöne, výborné!” – słychać dziś pod barwnymi freskami w potężnym opactwie w Krzeszowie. Czyta się je jak książkę, a o życiu Józefa opowiadają nawet wpadające do świątyni promienie słońca. Zapraszam na mały spacer. Z Józefem po Sudetach. Ruszamy…
henryk przondziono /foto gość
Powrót Świętej Rodziny z Egiptu; Maryja, zgodnie z barokową modą, nosi kapelusz.
Feeria barw. Światło rozświetlające mrok. Biblijne sceny dosłownie na wyciągnięcie ręki. Biblia pauperum. Józef ze świeżo poślubioną małżonką nie spacerują wśród gajów oliwnych i drzew figowych. Rozmawiają między sosnami i brzozami. Maryja ma na głowie modny barokowy kapelusz, a młodziutki Józef wygląda jak postać wycięta z żurnala. Nic dziwnego: mistrz Willmann uczył się w Niderlandach i wiedział, co nosi się w tym sezonie. Tylko koń na fresku ma zdecydowanie zbyt długą szyję. Aaa, przepraszam, to wielbłąd. Ponieważ artysta nie widział tego zwierzęcia na oczy, namalował go z końskim łbem. Obok siepacze Heroda na tle wielkiego zamku Bolków mordują właśnie niemowlęta…
Pod niebem pełnym cudów
Folderowe hasła reklamowe nie kłamią: „Perła baroku” – czytamy. „Cud europejskiej architektury”. Krzeszów (województwo dolnośląskie, gmina Kamienna Góra, wysokość 475 m n.p.m., tablice rejestracyjne DKA) naprawdę zachwyca. Nawet tych, którzy na hasło „barokowy zawrót głowy” reagują alergią i udzielają się w facebookowym Tajnym Stowarzyszeniu Jawnych Przeciwników Barokizowania Budowli Gotyckich. W tonącej w zieleni, opasanej Sudetami wiosce nie znajdziemy szaroburych bloków szpecących krajobraz. Jest barok. W czystej postaci.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.