Adam Zagajewski - in memoriam

Lech Giemza

publikacja 22.03.2021 09:47

Miał poczucie wyobcowania: "Jestem zdaje się jednym z ostatnich autorów, poza teologami, używających niekiedy pojęcia »życie duchowe«". Zdawał sobie sprawę, że główny nurt literatury płynie w innym kierunku - w kierunku zwątpienia, ironii, negacji.

Adam Zagajewski - in memoriam Marek Piekara /Foto Gość Adam Zagajewski w Krakowie.

Bardzo trudno przychodzi mówić o Adamie Zagajewskim w czasie przeszłym. Autor licznych tomów wierszy, by wymienić niektóre: „Płótno”, „Pragnienie”, „Anteny”, ale też esejów: „Solidarność i samotność”, „Obrona żarliwości”, „W cudzym pięknie”, zmarł wczoraj, w pierwszym dniu wiosny, w Dzień Poezji, w wieku 75 lat.

Co było ważne w jego poezji? Miał poczucie konieczności „bycia pomiędzy”, pomiędzy tym co zbiorowe i społeczne a tym, co indywidualne i osobne. Pisał, że obowiązkiem poezji jest także uczestnictwo „w zbiorowej debacie epoki”, że poezja nie może uciekać od zaangażowania, musi być głosem współuczestniczącym. Jego wiersze były subtelne i wymagały skupienia, ale nie były skażone grzechem niezrozumialstwa. Stał, podobnie jak Miłosz i Herbert, jego mistrzowie, po stronie „poezji zrozumiałej”. Marian Kisiel nazwał jego twórczość „poezjozofią”, a Jarosław Klejnocki pisał o nim: „… jest pisarzem retrospektywnym i retroaktywnym. Melancholia i nostalgia stają się biegunami jego aktywności”.

Miał poczucie wyobcowania: „Jestem zdaje się jednym z ostatnich autorów, poza teologami, używających niekiedy pojęcia »życie duchowe«”. Zdawał sobie sprawę, że główny nurt literatury płynie w innym kierunku – w kierunku zwątpienia, ironii, negacji. Ale wierzył w ocalającą moc poezji, wierzył, że „pisanie, pełne energii, radości, jest nieomal stwarzaniem samego siebie, daje niezwykłe uczucie władzy nad własnym życiem, definiowania się od nowa”.

Los chciał, że dowiedziałem się o tej śmierci, pisząc artykuł o wyobraźni Zagajewskiego, wyobraźni skierowanej przeciwko kryzysowi naszej kultury, ekstatycznej i stanowiącej odpowiedź na traumatyczne doświadczenia naszego wieku. Miałem okazję widzieć go raz, tak, jak chciałbym go zapamiętać: w Krakowie, na przystanku tramwajowym, jakieś pół roku temu – samotny, elegancki, starszy pan, ale ze sportowym plecaczkiem, stojący w tłumie, niezauważony, kontemplujący „okaleczony świat”.