publikacja 06.05.2021 00:00
Lektura obozowej korespondencji Józefa i Zofii Kretów, oprócz solidnej dawki wiedzy i faktów, przynosi wzruszenie i refleksję.
Głosy z „Ostatniego kręgu”
oprac.
Krystyna Heska‑Kwaśniewicz, Lucyna Sadzikowska
Studio Noa
Katowice 2020
ss. 204
Mała dziewczynka Basia zobaczyła w sklepie, że jakiś chłopiec upuścił chleb i śmiał się.
– Jakby mój tatuniu miał taki chlebusik – to by go ucałował z radości i zjadł! – powiedziała.
Józef Kret marzył o chlebie i jabłkach, śnił o powrocie do domu wśród umajonych pól i wyobrażał sobie, jak pięknie wygląda lipcowy ogród. A tymczasem głodował, bał się, że nie przetrwa kolejnej zimy, pracy ponad siły i tortur. Pedagog, działacz harcerski, twórca uniwersytetów ludowych – dla Basi był tatusiem, na którego czekała prawie całą wojnę. Aresztowany w 1941 roku, osadzony w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, wrócił w maju 1945 roku. Sen się spełnił, ktoś wziął ją na ręce i zobaczyła ojca. Wyglądał inaczej – zamiast czarnej, kręconej czupryny miał proste, siwe włosy. Objęła go i płakała. Tak jak on, tak jak mama, jak wszyscy, którzy witali ocalonego cudem z obozowego piekła. Zachowała wspomnienia i korespondencję, którą w naukowym opracowaniu Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz i Lucyny Sadzikowskiej możemy dzisiaj przeczytać. Opracowanie to, oprócz solidnej dawki wiedzy i faktów, o których nie powinniśmy zapomnieć, oprócz wyeksponowania, poprzez losy jednej rodziny, dramatu wielu rodzin, niesie także wzruszenie i refleksję. Bo jest to opracowanie i naukowe, i serdeczne (prof. Heska-Kwaśniewicz jest harcmistrzynią i ludzie związani z tym ruchem są od lat bliscy jej sercu).
Listy Józefa Kreta i jego żony Zofii czytać trzeba także pomiędzy wierszami. Suche, dostosowane do surowych wymogów obozowej cenzury, zawiadamiają, że więzień jest zdrowy i czuje się dobrze; że dziękuje za przesłane rzeczy. Ile czułości, wiary i miłości zawierać musiały przemycane słowa i zdania: „Sursum corda”; „Jutro nadchodzi na pewno”; „Boże Narodzenie spędziłem z Twoimi listami na moim sercu”. Po powrocie, kiedy mógł już mówić o wszystkim, mówił o ludziach, którzy z narażeniem życia pomagali innym. A inni nie zapomnieli o tym, że poświęcał się dla słabszych i przerażonych. Zofia, choć przepełniona lękiem, starała się być dzielna. Powtarzała: „Jezu, ufam Tobie”. Czasem westchnęła: „Gdybyś tu był...” i dodawała: „Wyraźniej widzi się dopiero przez łzy”.
Joanna Jurgała-Jureczka
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł