publikacja 13.05.2021 00:00
– Ma pan ulubione skrzypce? – pytam Andrzeja „Korca” Kalatę. – Wszystkie są ulubione. Nie chce mi się ich sprzedawać – odpowiada. A ja nawet wiem dlaczego, bo w instrumenty z duszą sam wkłada duszę.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ
Andrzej Kalata robi instrumenty smyczkowe dla muzyków z całego świata.
Po warsztatach w Hiszpanii, podczas których jeden z uczestników grał na wykonanej przez niego wiolonczeli, przysłuchujący się występowi koncertmistrz z Royal Albert Hall sam zamówił u niego wiolonczelę. Fama głosi, że jeden z muzyków orkiestry Metropolitan Opera gra na jego skrzypcach. Andrzej Kalata robi instrumenty smyczkowe dla muzyków z całego świata – od Australii przez Rosję, Szkocję, Szwajcarię, Niemcy, Włochy po Stany Zjednoczone. Znawcy lutnictwa wiedzą, że na skrzypcach i wiolonczelach, które wyszły spod jego ręki, grają tak szanowani muzycy jak Ron Ephart czy Julius Berger.
– Jeśli gdzieś na świecie pojawi się jakiś dobry lutnik, ludzie z branży od razu go znajdą w tej naszej globalnej wiosce – mówi. – Zresztą Polacy od zawsze liczyli się w lutnictwie. No bo to jest tak: jakiś student kupi u mnie skrzypce, daje gdzieś koncert, a tam zwróci na niego uwagę profesor, zachwyci się, jak dobrze brzmi, i już reklama sama się robi. Słuchający pytają, skąd te skrzypce są. I dowiadują się, że od Jędrka z Suchego pod Zakopanem.
Dajcie mi skrzypce
– U nas na Podhalu prawie wszyscy robią w drewnie – opowiada. – Mój ojciec też miał warsztat stolarski. Kiedyś, jak jeszcze była Cepelia, pracowali dla niej ojcowie i synowie, a nawet żony i babcie im pomagały, kiedy przychodził koniec miesiąca i trzeba było wyrobić normę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.