Ta książka mnie ocaliła

GN 26/2021 |

publikacja 01.07.2021 00:00

O nie zawsze radosnych niespodziankach od Boga, czekaniu na cud i książce, która pomaga w przeżywaniu żałoby po śmierci mamy, opowiada Katarzyna Olubińska-Godlewska.

Ta książka mnie ocaliła Tola Piotrowska

Agata Puścikowska: Lubisz niespodzianki od Pana Boga? Nie zawsze są radosne...

Katarzyna Olubińska-Godlewska: Czas pandemii faktycznie pokazał, że słowo „niespodzianka” nabrało dla wielu ludzi nowego znaczenia. Patrzę na historię mojego domu, ale też wielu przyjaciół, którzy mieli jakieś plany, marzenia, wyobrażenia o tym, jak będzie wyglądało ich życie, i nagle kogoś stracili. Wtedy można się zacząć bać Boga, chociaż ja tak nie miałam. Dla mnie Bóg jest kochającym ojcem. Jednocześnie nikomu nie życzę tego, co mnie, nas jako rodzinę, niedawno spotkało. Nikomu nie życzę takich urodzin jak moje w listopadzie…

Mówisz o śmierci Twojej mamy?

Tak. Z mamą byłam zżyta jak z nikim innym. Była sercem naszej rodziny. Tego dnia planowałyśmy wspólny obiad, rozmawiałyśmy przez telefon. Nic nie zapowiadało tego, że tak szybko i nagle odejdzie. Jechałam z mężem na swoje urodziny do rodzinnego domu w Kruszwicy, z ciasteczkami z modnej warszawskiej cukierni w torbie. Miałam do nagrania przed wyjazdem dwa wywiady i opowiadałam jej o tym. Paradoksalnie jeden był z autorką książki o ks. Dolindo, o modlitwie „Jezu, Ty się tym zajmij”, a drugi z siostrą Chmielewską o macierzyństwie i miłości. Po drodze zatrzymaliśmy się w kościele na Służewie. Chciałam podziękować za kolejne urodziny. W kościele zobaczyłam, że mama dzwoni. Wyszłam i oddzwoniłam, powiedziałam, że już jedziemy. Dziesięć minut później odebrałam telefon od brata: „Mama straciła przytomność. Jedzie pogotowie. Pomódl się teraz za nią”. Pojechaliśmy prosto do szpitala. Ściskałam w ręku różaniec. Nigdy nie modliłam się mocniej. Tylko fragmentu „...bądź wola Twoja” w modlitwie „Ojcze nasz” nie umiałam wymówić. Nie chciałam woli Boga, chciałam, żeby mnie wysłuchał i ją ocalił. Napisałam do wszystkich grup modlitewnych, które znam, wszystkich ludzi wielkiej wiary... Kiedy dojechaliśmy, lekarz powiedział, że mama miała tętniaka i że zostało jej kilka godzin życia. Żyła jeszcze dwa dni. I wbrew mojej pewności, że stanie się cud, odeszła.

Pytałaś Boga dlaczego?

Przez 48 godzin nie pytałam dlaczego, lecz błagałam Go o życie dla niej, nie zadawałam pytań. Chciałam tylko zadbać o mamę. Zapewnić najlepszą opiekę dla ciała i duszy. Ściągnęłam do niej w nocy kapelana szpitalnego. Robiłam wszystko, co mogłam dla niej, tak jak ona całe życie robiła wszystko dla mnie. Wtedy był tylko niewyobrażalny ból. Pytania przyszły później. Przecież napisałam książki o Bogu, zrobiłam tyle wywiadów z różnymi ludźmi o Jego cudach. A sama zostałam bez cudu, bez odpowiedzi. Wiem jednak, że to nie była żadna próba wiary, jak czasami ktoś w podobnych sytuacjach twierdzi. Kim miałby być nasz Bóg, gdyby tak nas „próbował”? Bóg przytulał mnie, nas i mamę mocno do siebie tamtej nocy. Wierzę, że w tej burzy na jeziorze Jemu nic się nie wymyka, że chociaż po ludzku nie umiem zrozumieć jej odejścia, to On wybrał najlepszy czas, żeby ją do siebie zabrać. Mogłabym się teraz obrazić na Boga, ale wolę dziękować za taką kochaną mamę, za ten czas miłości i bliskości. Pretensje miałam raczej do siebie, że nie umiałam nic więcej zrobić: ja, dziennikarka, blogerka, autorka książek i córka, z której była taka dumna… Nie umiałam nic zrobić.

Dostępne jest 29% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.