Benedetto znaczy szczęśliwy

Piotr Sacha

GN 39/2021 |

publikacja 30.09.2021 00:00

„Życie jest darem – nawet z alzheimerem”. To piękne wyznanie kończy błyskotliwą karierę legendy piosenki.

Potrzeba śpiewania u 95-letniego Tony’ego Bennetta jest silniejsza niż nieuleczalna choroba. Właśnie wydał  nową płytę. Andy Kropa /ap/ east news Potrzeba śpiewania u 95-letniego Tony’ego Bennetta jest silniejsza niż nieuleczalna choroba. Właśnie wydał nową płytę.

W sierpniu skończył 95 lat. „Życie jest darem – nawet z alzheimerem” – wyznał nieco wcześniej w mediach społecznościowych. Dał do zrozumienia, że choroba nie pozwoli mu na kolejne występy przed publicznością. 1 października na półki sklepowe i serwisy streamingowe trafia „Love For Sale” – najnowszy, a zarazem ostatni krążek Tony’ego Bennetta.

Na drodze nestora jazzowej wokalistyki po raz drugi zjawiła się Lady Gaga. Nagrania w nowojorskim studio trwały dwa lata. Od samego początku Bennett znał diagnozę lekarzy. Liczył się z konsekwencjami choroby Alzheimera. Potrzeba śpiewania była silniejsza. Raz jeszcze zaryzykował. Niósł go też sukces pierwszego nagrania z Lady Gagą. Album sprzed siedmiu lat poszybował przecież na szczyt amerykańskiej listy popularności. Teraz muzycy wzięli na warsztat piosenki z repertuaru Cole’a Portera. Znów odżyje klimat przedwojennych musicali, jazzowych standardów.

Głos ojca we mnie

Rok 1926. 23 sierpnia w nowojorskim szpitalu umiera aktor Rudolph Valentino, pierwszy król Hollywood. Trzy tygodnie wcześniej w innym nowojorskim szpitalu rodzi się Anthony Benedetto, syn sklepikarza i krawcowej. Rudolpha i Anthony’ego łączy nie tylko włoskie pochodzenie. Magazyn „Billboard” w numerze z lutego 1951 r. podaje newsa o mało znanym piosenkarzu (Tony Bennett), bardzo znanej wytwórni (Columbia) i obiecującym utworze („Valentino Tango”).

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.