publikacja 30.09.2021 00:00
Za życia niedoceniany, po śmierci zapomniany, odkrywany na nowo w dwudziestym wieku, ale nadal mający opinię poety arcytrudnego, Cyprian Kamil Norwid stał się częścią popkultury. Jak to możliwe?
Stefan Kraszewski /PAP, wikipedia
Czesław Niemen zobaczył w sobie „późnego wnuka” Norwida, który – według zapowiedzi poety – miał odczytać jego przesłanie.
Zaśpiewać Norwida – już samo to sformułowanie brzmi karkołomnie. Większość wierszy autora „Vade-mecum” wydaje się bowiem – użyjmy tutaj Norwidowskiej maniery zapisu – nie-do-zaśpiewania. „Połamany” rytm, spiętrzone metafory, świadomie projektowana „chropowatość” tekstu literackiego – wszystko to sprawia, że poezja Cypriana Kamila Norwida ze śpiewnością ma niewiele wspólnego. A jednak, paradoksalnie, twórcy polskiej muzyki rozrywkowej sięgają po nią dość często. Jak wytłumaczyć ten fenomen?
Zabijanie poezji?
Najbardziej znanym artystą polskiej estrady, który niejednokrotnie wykorzystywał twórczość Norwida, był Czesław Niemen. „Od dzieciństwa fascynowałem się poezją” – wspominał muzyk. „A Norwid nauczył mnie rozróżniania formy i syntetycznego rozumowania w budowaniu treści. Norwid napisał wprawdzie dużo rozbudowanych poematów, ja jednak zawsze sięgałem do tych strof, które były krótkie i zwięzłe. To one, z uwagi na formę i treść, nadawały się najbardziej do śpiewania. Tu znalazłem mądrość i naukę bez kończenia filologii”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.