Jak pan Boguś został Janem Sarkandrem ze Skoczowa

Urszula Rogólska

publikacja 22.10.2021 11:43

O św. Janie Sarkandrze katolicy ze Skoczowa słyszą od dziecka. A ci, którzy się tu przeprowadzili - jak Agata i Bogusław Kołaczowie - niemal natychmiast od chwili zamieszkania. Pod wodzą Xymeny Borowiak przygotowali spektakl, dzięki któremu męczennik ze Skoczowa nie jest już tylko świętym z obrazów.

Agta i Bogusław Kołaczowie - aktorzy parafialnego spektaklu "Światłe oczy serca - Jana Sarkandra droga do świętości". Urszula Rogólska /Foto Gość Agta i Bogusław Kołaczowie - aktorzy parafialnego spektaklu "Światłe oczy serca - Jana Sarkandra droga do świętości".

Kiedy na przełomie roku 2019 i 2020 w Skoczowie rodziły się pomysły uczczenia 400. rocznicy narodzin dla nieba św. Jana Sarkandra, XVII-wiecznego męczennika, ks. Tomasz Gwoździewicz, wikary w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła, duszpasterz oazowiczów ze wspólnoty dorosłych, pokazał im scenariusz spektaklu o świętym. Podchwycili myśl - warto spróbować! Wyzwanie reżyserii przedstawienia podjęła Xymena Borowiak. Ale przyszedł Covid-19 i czas "duszpasterstwa zdalnego". Wydawało się, że szanse na przygotowanie i wystawienie spektaklu są nikłe. Tym bardziej kiedy okazało się, że trzeba napisać nowy scenariusz. Xymena się nie poddała.

Powoli zrodził się trzyaktowy spektakl: "Światłe oczy serca - Jana Sarkandra droga do świętości". Otwiera go scena spotkania ks. Jana Sarkandra z jego parafianami w Holeszowie, po pielgrzymce na Jasną Górę, oraz procesja eucharystyczna, która ocaliła parafię przed grabieżą lisowczyków. Drugi to scena pojmania kapłana, jego proces i męczeńskie konanie, a trzeci, w którym scena podzielona jest na dwie części - przywołuje najważniejsze momenty jego dzieciństwa i młodości.

Bogusław Kołacz na scenie - w roli św. Jana Sarkandra.   Urszula Rogólska /Foto Gość Bogusław Kołacz na scenie - w roli św. Jana Sarkandra.

Pierwsze próby odbywały się online w małych grupach, potem przyszedł czas na spotkania w salkach, aż wreszcie w skoczowskim Teatrze Elektrycznym, gdzie świadkami ich prób byli przyglądający się ich pracy i wspierający fachowymi poradami pracownicy, szczególnie: Julia Raszka, dyrektor Miejskiego Centrum Kultury "Integrator", i obecny z nimi cały czas akustyk Roman Szonowski.

Kiedy aktorzy byli już gotowi, wciąż nie było pewne czy i kiedy widzowie będą mogli zasiąść na widowni, by spektakl zobaczyć. Wtedy zapadła decyzja, by widowisko zarejestrować. Nagranie można zobaczyć na Youtubowym kanale "Parafia Skoczów" - TUTAJ. Muzyczną oprawę widowiska przygotowali młodzi ze skoczowskiego zespołu "AHAWA".

 

Kiedy spektakl zaczął się rodzić, wyzwaniem okazało się skompletowanie zespołu aktorów. A potrzeba ich aż pięćdziesięciu! Nie było żadnych wątpliwości w obsadzie głównej roli. Ktokolwiek widział Bogusława Kołacza, męża Agaty, tatę Bartłomieja, Dominika i Marysi, nadzwyczajnego szafarza Komunii Świętej i oddanego oazowicza Domowego Kościoła - miał pewność: wypisz wymaluj Jan Sarkander!

- Xymena mówiła, że bardzo jej zależy, ale nacisków nie było. Bardzo go motywowała, że tu nie tylko o aktorstwo chodzi, ale o oddanie pewnej postawy, o wiarygodność. Wiedziałam, że Xenia ma rację, ale też wiedziałam, że aktorsko będzie Bogusiowi ciężko, bo ja go znam… Miałam rozdarte serce, a jednocześnie byłam przekonana, że to zadanie dla niego - mówi Agata Kołacz.

- Nie czuję się aktorem. Wysławianie się przychodzi mi trudno i najchętniej bym się zamknął w domu i siedział cicho - śmieje się Bogusław. - Ale skoro jest takie pragnienie, żebym zagrał i ma to służyć na chwałę Bożą, to poddałem się i powiedziałem: niech będzie, co będzie!

Agta i Bogusław Kołaczowie - aktorzy parafialnego spektaklu "Światłe oczy serca - Jana Sarkandra droga do świętości".   Urszula Rogólska /Foto Gość Agta i Bogusław Kołaczowie - aktorzy parafialnego spektaklu "Światłe oczy serca - Jana Sarkandra droga do świętości".

Rolę w spektaklu dostała też Agata, której teatr i amatorskie występy zawsze były bliskie - wystąpiła jako holeszowska parafianka, oraz jeden z synów - Bartek. Razem ze swoją dziewczyną Patrycją Sobik zagrali w trzecim akcie, kiedy przed oczami umęczonego kapłana stają obrazy z młodości. Bartek i Patrycja zagrali młodego Jana Sarkandra i Annę Plachetską, z którą - według źródeł, do którym dotarła reżyserka - przyszły ksiądz i męczennik miał być związany przed podjęciem decyzji o kapłaństwie. Jaki był jej los? Prawdopodobnie zmarła, co zaważyło na jego decyzji.

Jak mówi Bogusław, w przygotowaniu do roli wielką pomocą służyli księża parafii, od których uczył się szeregu gestów, by oddać jak najbardziej wiarygodnie postawę Jana Sarkandra.

Rola św. Jana Sarkandra to naprawdę wyzwanie: bohater ma do wygłoszenia obszerne monologi - jego wypowiedzi to w dużej mierze modlitwa słowem Bożym z brewiarza, która wypełniała jego codzienność. - Uczenie się tekstu najlepiej mi przychodzi, kiedy mówię na głos, więc rodzinka musiała słuchać tych moich monologów - uśmiecha się Bogusław.

Jolanta, Dawid Budowie i ich syn Mateusz - odtwócy ról rodziców św. Jana Sarkandra i samego świętego w wieku 13 lat.   Urszula Rogólska /Foto Gość Jolanta, Dawid Budowie i ich syn Mateusz - odtwócy ról rodziców św. Jana Sarkandra i samego świętego w wieku 13 lat.

- Oboje pochodzimy z Chorzowa i od piętnastego roku życia jesteśmy wychowankami oazy - dodaje Agata. - Stąd też nasze zamiłowanie do brewiarza, więc ta modlitwa, którą Xymena wplotła w kwestie Jana Sarkandra, nie była dla nas nowością.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

Jana Sarkandra zaczęli lepiej poznawać kiedy zamieszkali w Skoczowie. - To postać znana: obecna w kościele figura, obraz, modlitwy, pieśni. Ale sam spektakl przyczynił się do tego że osobiście go dużo lepiej poznałem - podkreśla Bogusław. - Ten spektakl pozwolił mi odkryć bezgraniczne zaufanie św. Jana Sarkandra do Pana Boga i jego rozmodlenie. Próbowałem to oddać w tej sztuce. Byłoby cenne, gdyby to, co próbowaliśmy pokazać, powiedzieć, wzbudziło w widzu refleksję, byśmy umieli to przenieść na nasze codziennie relacje z Panem Bogiem.

Reżyserka spektaklu Xymena Borowiak (z prawej) oraz Jolanta Buda - odtwórczyni roli mamy Jana Sarkandra (w środku) i Julia Raszka - dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Skoczowie.   Urszula Rogólska /Foto Gość Reżyserka spektaklu Xymena Borowiak (z prawej) oraz Jolanta Buda - odtwórczyni roli mamy Jana Sarkandra (w środku) i Julia Raszka - dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Skoczowie.

- Taką najważniejszą wartością dodaną do tego spektaklu jest nasza parafialna integracja. Dla mnie ten finał, dzień nagrywania, był jak zakończenie Seminarium Odnowy Wiary. Przed każdą próbą się modliliśmy, tworzyliśmy prawdziwą wspólnotę.  To było przeżycie ponad wszystko - dodaje Agata. - Xymena nas mobilizowała, potrafiła pokonać wszystkie trudności. Kiedyś znaliśmy się głównie z widzenia z kościoła, z ulicy. Dziś to zupełnie inne relacje! I mamy nadzieję, że to nie nasze ostatnie przedsięwzięcie tego rodzaju!

Jola i Dawid Budowie, podobnie jak Agata i Bogusław, w widowisku wzięli udział rodzinnie - oni zagrali rodziców małego Jana, ich syn Mateusz - głównego bohatera w wieku 13 lat, zaś córka Julia - jedną z jego sióstr, Salomeę.

- Świetny czas bycia razem, przekonywania się, co możemy stworzyć wspólnie jako parafianie - podkreślają.

- Odkryłem go jako człowieka rozmodlonego, silnego siła wiary - pomimo wszystkich cierpień, jakich doświadczał właściwie od najmłodszych lat. Nie zdawałem sobie sprawy, że tyle wycierpiał. Ten jego życiorys przedstawiony na scenie bardziej do mnie trafia niż suchy tekst - podkreśla Dawid.

Twórcy spektaklu "Światłe oczy serca - Jana Sarkandra droga do świętości" na scenie skoczowskiego Teatru Elektrycznego.   Urszula Rogólska /Foto Gość Twórcy spektaklu "Światłe oczy serca - Jana Sarkandra droga do świętości" na scenie skoczowskiego Teatru Elektrycznego.

Wśród aktorów były także rodziny ze wspólnoty Misyjnej Jutrzenki. Oni aktorsko mieli trochę łatwiej - co roku wystawiają spektakularne jasełka z udziałem wszystkich pokoleń. Joanna Walczyk zagrała holeszowską parafiankę, jej mąż Paweł - Rudolfa Mandla opiekującego się konającym ks. Janem, ich syn Szymon - Jędrzeja, a córka Madzia - małą Anię.

- Wydawało się nam, że trochę o naszym świętym wiemy, ale dla każdego z nas coś było nowością. Dla nas - ten wątek z ożenkiem. Madzia dopytywała, o co chodziło z tajemnicą spowiedzi, do złamania której nakłaniano Jana Sarkandra - mówią rodzice.

Opowiadają, że wydarzenia, które przedstawiali na scenie to jedno, a drugie - to, co działo się za kulisami: rodzinna atmosfera, wzajemne poznawanie się.

- To jest wspólne działanie dla innych i chyba to jest dla nas najważniejsze - dodają.

A ich słowa potwierdzają Małgorzata i Tomasz Malinowie, którzy występowali także rodzinnie z synem Wojtkiem, a za kulisami towarzyszyli im jeszcze Marta i Szymon.

- Mamy za sobą jasełka Misyjnej Jutrzenki i tu ponownie się przekonaliśmy jak bardzo buduje parafię takie wspólne działanie.

Małgosia dodaje: - Na poziomie duchowym bardzo przeżyłam scenę spowiedzi w trudnych okolicznościach zawieruchy wojennej. To też wskazówka dla nas - powrót do Pana Boga zawsze umacnia, a zwłaszcza w trudnych czasach, które dziś przecież także przeżywamy, choć w innej skali.

Mirosław Koniewski - odtwórca roli jednego z oprawców - z żoną Teresą.   Urszula Rogólska /Foto Gość Mirosław Koniewski - odtwórca roli jednego z oprawców - z żoną Teresą.

Mirosław Koniewski, organizator skoczowskich Orszaków Trzech Króli, w spektaklu miał niewdzięczną rolę innowiercy, który musiał pojmać ks. Jana Sarkandra.

- Tekstu za dużo nie miałem, więc tym bardziej liczę, że w następnym spektaklu pani reżyser mi zaufa - śmieje się. - Mieszkamy z żoną w Skoczowie od 34 lat. A przyjechałem tu z Częstochowy. Do dziś pamiętam, jak kręcono na Jasnej Górze "Potop” i jak uciekaliśmy na wagary, żeby zobaczyć Olbrychskiego, kolubrynę, XVII-wieczne ubiory Szwedów. Dziś te czasy młodości wróciły i widzę po raz kolejny, jak ważny, zwłaszcza dla młodych ludzi, jest obraz. Dzięki pani Xymenie, która bardzo dbała o oddanie autentyczności w strojach, także w szatach liturgicznych, wypożyczonych nam przez ks. proboszcza Witolda Grzombę, ten spektakl może być też taką lekcją historii. Kiedy oglądałem spektakl, zachwyciło mnie to, jak pani Xymena wyreżyserowała postać Jana Sarkandra i jak pan Boguś ją zagrał: wspaniała dykcja, ważenie słów - tam żadne nie jest wypowiedziane niepotrzebnie.

O spektaklu skoczowskich parafian, a zwłaszcza pracy, jaką włożyła w niego reżyser Xymena Borowiak - przeczytacie także w papierowym "Gościu Bielsko-Żywieckim" nr 42.